- Zaczęłam już mówić kiedyś
to były czasy i kiedyś to była muzyka.
- Natalia po raz kolejny w tym tygodniu usiłowała autoironią zadusić deszczowy
nastrój wewnątrz i zewnątrz niej. Popijając kawę zbożową z napojem owsianym,
wyobrażała sobie, że jest Audrey Hepburn.
- Acha - Alicja natomiast nie gotowa jeszcze by przyjąć
codzienną dawkę szarości, obudzona telefonem, postanowiła dać jej się wygadać
bez otwierania oczu.
- Ja wiem, że wcale nie było wtedy lepiej. W ogóle nie było nawet
dobrze. Było gorzej szaro niż w listopadzie w Warszawie. Było biednie i
tandetnie. Ale jednocześnie o coś tam chodziło. O większe idee. O wolność i
walkę. Transformacje. Koloru nadawały małe zwycięstwa. Gdy coś sie udało kupić,
czego normalnie nie było, albo zrobić. Normalnie ojciec mój robił nam meble z
drewna i sznurka. Byliśmy zajebiści, bo nikt takich nie miał, a jeszcze
mieliśmy na czym trzymać książki. Pomagałam mu w przycinaniu desek. A raczej
tak mi się wtedy wydawało, że pomagam, bo byłam tak zajarana, że nie kumałam że
trzymam tylko krzesło, na którym coś użynał. W radiu leciał Michael, na zmianę
z Lady Pank. I nieśmiertelna Lista przebojów Niedźwieckiego. Nie rozumiałam o
co chodzi w piosenkach Niemena, Riedla czy Manaamu, ale znałam je na pamięć i czułam
przez skórę, że mówią o czymś więcej niż tralala
kochałam cię, a ty skrzywdziłeś mnie. Ojciec zawsze słuchał głośno muzyki,
bo była dobra. Nie bał się podgłaszać radia, bo za chwilę poleci kebabdyska. Wokaliści mieli
głosy od których chodziły ciarki po plecach. Nie przyszłoby im do głowy pokazywać
cycki w gazecie. Czuło się w powietrzu, że coś się dzieje. Coś się zmienia. Idzie
nowe. No i kurwa przyszło. I wystrzeliło ludzi w kosmoplastik.
-Yy.
- Ja wiem, że ja to wspominam z nostalgią i podnieceniem, bo
byłam dzieciakiem. No i właśnie myślisz, że to po prostu ten wiek, że się
jarasz wszystkim, na czym wyrosłaś? Czy kurwa po prostu chodzi jednak o to, że
wtedy o coś chodziło. A teraz o nic.
Alicja westchnęła. Za dużo pytań padało, by można było niezauważenie
kontynuować drzemkę.
- To z tego się biorą te pogubione społeczeństwa. - Natalia
miała jeszcze sporo do powiedzenia. - Pompowanie oczekiwań, portfeli i cycków.
Wyścig, kto będzie większym dziwolągiem. Kto jest bardziej zarośnięty,
zapuszczony i modny. Pogoń za sukcesem, mierzonym wypitymi moetami.
- Acha.
- Ja też, jak nie mam przez chwilę celu, od razu się ładuje
w jakieś dziwne nastroje. Kontempluję naturę i szukam Jezusa. Ale nigdy nie
usiłowałam zapchać pustki pieniędzmi i sylikonem. Ani mieć co chwilę czegoś
większego i droższego. Co chwilę coś wymieniać na modne. Całkowicie najbardziej
na świecie chciałabym nic nie wymieniać. Kocham przedmioty, które niosą ze sobą
bagaż wspomnień. Przywiązuję się do moich oldschoolowych artefaktów. Do dżinsów
z liceum. Torebki sprzed dwutysięcznego. Albumów z papierkowymi zdjęciami. Do
mojego pudła skarbów z epok minionych, z którym wędruję przez życie. Nawet
sprzęty kiedyś działały dłużej. Nie kupowałaś wszystkiego na dwa lata. Był taki
czas, że moja Corsa kursowała po Warszawie jak taksówka. Iluż ja miałam wtedy
znajomych! Jakoś nie przeszkadzało im kiedyś wchodzenie na tylne siedzenie
przednimi drzwiami. Kursowałam od Młocin po Józefów. Miałam takie drewniane
koraliki na siedzeniach i zawieszkę na lusterku jak prawdziwa taksiara. Uwielbiałam
przemierzać w nocy ulice Warszawy i rozmawiać do rana. Miałam kilka zajechanych
płyt, które grały na okrągło i papierową, pokreśloną mapę. Ludzie lubili, jak
woziłam im zady, zwłaszcza że było za darmo. Można było jarać szlugi, pić i
brać co tam kto sobie akurat brał. Ciągle mam tą Corsę. Ciągle ją kocham. Tylko
tamtych znajomych już nie mam. Wolą wziąć taksówkę. Nie wchodzą już do niczego
poniżej audi.
- Spokojnie, ja jeżdżę skuterem.
- Ale wiesz co jest najgorsze? Nie to, że otacza mnie armia
klonów w drogich podkoszulkach. Ale to,
że w tej pogoni za byciem superfajnym zgubiło się kilka osób, na które kiedyś
stawiałam. Kiedyś. Kiedy można było
przegadać noc o życiu. Łoić tanie wińsko i przeżywać totalne uniesienia. Spać
na plaży i nie martwić się, że się zapiaszczą drogie buty. No kurwa. Można było
wyjechać prawie bez pieniędzy, spać w namiocie i paplać, bez przerwy paplać o
swoich marzeniach. Można było mieszkać w prl-owskich ośrodkach wypoczynkowych i
bawić się najlepiej na dancingach. Można było jeździć moją Corsą i śpiewać Nie odnajdzie więcej nas ta sama chwila.
Dzisiaj życie dla nich to zdjęcie na tarasie z widokiem na pałac kultury. Albo w
cabriolecie. Albo w motorówce. Albo w helikopterze. Albo w zatoce kurwa czegoś
tam. Albo z jakimś celebrytą. Kto to w ogóle kurwa jest celebryta?
- Ktoś, kogo się celebruje. Chyba.
- Nie powiesz mi, że tak wygląda dorosłość. Tak wygląda zwarszawienie mózgu.
- Ktoś, kogo się celebruje. Chyba.
- Nie powiesz mi, że tak wygląda dorosłość. Tak wygląda zwarszawienie mózgu.
- Chyba tak.
- Ja chcę prawdziwych ludzi.
- No ja też.
- Co jest kurwa z tym miastem? Za czym ci ludzie gonią? Przecież
wszyscy nie mogą być najfajniejsi! Nie
mogą być wszyscy popularni! Wszyscy nie mogą być w telewizji bo kto będzie ich
oglądał, jak wszyscy będą występować?
Alicja zaśmiała się i postanowiła otworzyć oko.
- Spokojnie. Zawsze masz mnie. Ja nigdy nie mam pieniędzy,
bo wszystko kradnie mi zus. Już byłam w telewizji, więc się nie podniecam. A
jak chcesz pojeździć Corsą, to ja zawsze chętnie bo i tak nigdy nie mam na
wachę.
- Ale nie powiesz, dzieciństwo miałyśmy zajebiste. - Natalia
była na swojej plancie. - Kolorowe i tanie jak gumy turbo, ale prawdziwe. Pełne
poobijanych kolan i piachu w głowie. Pełne zapachów i fajnej muzyki. Nikt już
później nie siedział tyle na podwórkach co my. Wakacje na kempingach i w domkach
z dykty nad jeziorem. Ciągle jak słyszę Białego
misia to mam dreszcze. To dzieciństwo dało mi napęd. I dało mi kierunek. Że
chcę mieć prawdziwe życie. Mięsiste, pachnące i szarpiące za serce. Obojętnie
ile będę miała lat i na co przyjdzie moda. Wakacje mają pachnieć lasem, a nie
perfumami ruskich kurew. Nie potrzebuję pić Don Perignon w śmigłowcu. Nie chcę
jeść truskawek na żadnym dachu. Nie chcę poznawać żadnych modeli w szelkach, gwiazd na lodzie, fashionistek, szafiarek i piosenkarek z nie mam
talent. Nie chcę udawanych przyjaciół. I udawanej miłości. Ani faceta, który ma
droższe okulary niż moja Corsa. Może ja się zablokowalam w poprzedniej epoce?
- Bo to była zajebista epoka. A dzisiaj czas nas niesie na drewnianej
trawie po oceanie barbie i kenów. Ale póki czujesz jeszcze zapach tego drewna
pod stopami, masz wspomnienia i swój kierunek, nie utoniesz.
- Moja corsa jest moją tratwą. Kocham kurwa ten samochód.
Klekotanie małego silniczka i wieczne terkotanie w lewym kole. I to jak się
spina, żeby dobić do stu dwudziestu. Nigdy się jej nie pozbędę. Jest jak papierek
lakmusowy na chujowych facetów. Po jednym ich spojrzeniu na nią widzę, czy Indiana
Jones czy Johnny Bravo.
- Indiana Jones jest już stary i na pewno też już dupczy
szesnastolatki.
- Przestań! Gdzieś tam jest mój!
- Ocho, dzień na marzycielkę?
- Wszystkie kobiety to marzycielki.
- Tylko te z mózgami. I co zrobisz, jak już go znajdziesz?
- On sam mnie znajdzie. To Indiana Jones!
- I co wtedy zrobisz? Pojedziecie Corsą na Mazury?
- Tak kurwa!
- A co ty mu dasz?
- Ja jestem z lat osiemdziesiątych i dam mu prawdziwe cycki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz