piątek, 7 sierpnia 2015

9. Trzydziestolatki, Corsa i Indiana Jones.

- Zaczęłam już mówić kiedyś to były czasy i kiedyś to była muzyka. - Natalia po raz kolejny w tym tygodniu usiłowała autoironią zadusić deszczowy nastrój wewnątrz i zewnątrz niej. Popijając kawę zbożową z napojem owsianym, wyobrażała sobie, że jest Audrey Hepburn.
- Acha - Alicja natomiast nie gotowa jeszcze by przyjąć codzienną dawkę szarości, obudzona telefonem, postanowiła dać jej się wygadać bez otwierania oczu.
- Ja wiem, że wcale nie było wtedy lepiej. W ogóle nie było nawet dobrze. Było gorzej szaro niż w listopadzie w Warszawie. Było biednie i tandetnie. Ale jednocześnie o coś tam chodziło. O większe idee. O wolność i walkę. Transformacje. Koloru nadawały małe zwycięstwa. Gdy coś sie udało kupić, czego normalnie nie było, albo zrobić. Normalnie ojciec mój robił nam meble z drewna i sznurka. Byliśmy zajebiści, bo nikt takich nie miał, a jeszcze mieliśmy na czym trzymać książki. Pomagałam mu w przycinaniu desek. A raczej tak mi się wtedy wydawało, że pomagam, bo byłam tak zajarana, że nie kumałam że trzymam tylko krzesło, na którym coś użynał. W radiu leciał Michael, na zmianę z Lady Pank. I nieśmiertelna Lista przebojów Niedźwieckiego. Nie rozumiałam o co chodzi w piosenkach Niemena, Riedla czy Manaamu, ale znałam je na pamięć i czułam przez skórę, że mówią o czymś więcej niż tralala kochałam cię, a ty skrzywdziłeś mnie. Ojciec zawsze słuchał głośno muzyki, bo była dobra. Nie bał się podgłaszać radia, bo  za chwilę poleci kebabdyska. Wokaliści mieli głosy od których chodziły ciarki po plecach. Nie przyszłoby im do głowy pokazywać cycki w gazecie. Czuło się w powietrzu, że coś się dzieje. Coś się zmienia. Idzie nowe. No i kurwa przyszło. I wystrzeliło ludzi w kosmoplastik.
-Yy.
- Ja wiem, że ja to wspominam z nostalgią i podnieceniem, bo byłam dzieciakiem. No i właśnie myślisz, że to po prostu ten wiek, że się jarasz wszystkim, na czym wyrosłaś? Czy kurwa po prostu chodzi jednak o to, że wtedy o coś chodziło. A teraz o nic.
Alicja westchnęła. Za dużo pytań padało, by można było niezauważenie kontynuować drzemkę.
- To z tego się biorą te pogubione społeczeństwa. - Natalia miała jeszcze sporo do powiedzenia. - Pompowanie oczekiwań, portfeli i cycków. Wyścig, kto będzie większym dziwolągiem. Kto jest bardziej zarośnięty, zapuszczony i modny. Pogoń za sukcesem, mierzonym wypitymi moetami.
- Acha.
- Ja też, jak nie mam przez chwilę celu, od razu się ładuje w jakieś dziwne nastroje. Kontempluję naturę i szukam Jezusa. Ale nigdy nie usiłowałam zapchać pustki pieniędzmi i sylikonem. Ani mieć co chwilę czegoś większego i droższego. Co chwilę coś wymieniać na modne. Całkowicie najbardziej na świecie chciałabym nic nie wymieniać. Kocham przedmioty, które niosą ze sobą bagaż wspomnień. Przywiązuję się do moich oldschoolowych artefaktów. Do dżinsów z liceum. Torebki sprzed dwutysięcznego. Albumów z papierkowymi zdjęciami. Do mojego pudła skarbów z epok minionych, z którym wędruję przez życie. Nawet sprzęty kiedyś działały dłużej. Nie kupowałaś wszystkiego na dwa lata. Był taki czas, że moja Corsa kursowała po Warszawie jak taksówka. Iluż ja miałam wtedy znajomych! Jakoś nie przeszkadzało im kiedyś wchodzenie na tylne siedzenie przednimi drzwiami. Kursowałam od Młocin po Józefów. Miałam takie drewniane koraliki na siedzeniach i zawieszkę na lusterku jak prawdziwa taksiara. Uwielbiałam przemierzać w nocy ulice Warszawy i rozmawiać do rana. Miałam kilka zajechanych płyt, które grały na okrągło i papierową, pokreśloną mapę. Ludzie lubili, jak woziłam im zady, zwłaszcza że było za darmo. Można było jarać szlugi, pić i brać co tam kto sobie akurat brał. Ciągle mam tą Corsę. Ciągle ją kocham. Tylko tamtych znajomych już nie mam. Wolą wziąć taksówkę. Nie wchodzą już do niczego poniżej audi.
- Spokojnie, ja jeżdżę skuterem.
- Ale wiesz co jest najgorsze? Nie to, że otacza mnie armia klonów  w drogich podkoszulkach. Ale to, że w tej pogoni za byciem superfajnym zgubiło się kilka osób, na które kiedyś stawiałam. Kiedyś. Kiedy można było przegadać noc o życiu. Łoić tanie wińsko i przeżywać totalne uniesienia. Spać na plaży i nie martwić się, że się zapiaszczą drogie buty. No kurwa. Można było wyjechać prawie bez pieniędzy, spać w namiocie i paplać, bez przerwy paplać o swoich marzeniach. Można było mieszkać w prl-owskich ośrodkach wypoczynkowych i bawić się najlepiej na dancingach. Można było jeździć moją Corsą i śpiewać Nie odnajdzie więcej nas ta sama chwila. Dzisiaj życie dla nich to zdjęcie na tarasie z widokiem na pałac kultury. Albo w cabriolecie. Albo w motorówce. Albo w helikopterze. Albo w zatoce kurwa czegoś tam. Albo z jakimś celebrytą. Kto to w ogóle kurwa jest celebryta?
- Ktoś, kogo się celebruje. Chyba.
- Nie powiesz mi, że tak wygląda dorosłość. Tak wygląda zwarszawienie mózgu.
- Chyba tak.
- Ja chcę prawdziwych ludzi.
- No ja też.
- Co jest kurwa z tym miastem? Za czym ci ludzie gonią? Przecież wszyscy nie mogą być najfajniejsi!  Nie mogą być wszyscy popularni! Wszyscy nie mogą być w telewizji bo kto będzie ich oglądał, jak wszyscy będą występować?
Alicja zaśmiała się i postanowiła otworzyć oko.
- Spokojnie. Zawsze masz mnie. Ja nigdy nie mam pieniędzy, bo wszystko kradnie mi zus. Już byłam w telewizji, więc się nie podniecam. A jak chcesz pojeździć Corsą, to ja zawsze chętnie bo i tak nigdy nie mam na wachę. 
- Ale nie powiesz, dzieciństwo miałyśmy zajebiste. - Natalia była na swojej plancie. - Kolorowe i tanie jak gumy turbo, ale prawdziwe. Pełne poobijanych kolan i piachu w głowie. Pełne zapachów i fajnej muzyki. Nikt już później nie siedział tyle na podwórkach co my. Wakacje na kempingach i w domkach z dykty nad jeziorem. Ciągle jak słyszę Białego misia to mam dreszcze. To dzieciństwo dało mi napęd. I dało mi kierunek. Że chcę mieć prawdziwe życie. Mięsiste, pachnące i szarpiące za serce. Obojętnie ile będę miała lat i na co przyjdzie moda. Wakacje mają pachnieć lasem, a nie perfumami ruskich kurew. Nie potrzebuję pić Don Perignon w śmigłowcu. Nie chcę jeść truskawek na żadnym dachu. Nie chcę poznawać żadnych modeli w szelkach, gwiazd na lodzie, fashionistek, szafiarek i piosenkarek z nie mam talent. Nie chcę udawanych przyjaciół. I udawanej miłości. Ani faceta, który ma droższe okulary niż moja Corsa. Może ja się zablokowalam w poprzedniej epoce?
- Bo to była zajebista epoka. A dzisiaj czas nas niesie na drewnianej trawie po oceanie barbie i kenów. Ale póki czujesz jeszcze zapach tego drewna pod stopami, masz wspomnienia i swój kierunek, nie utoniesz.
- Moja corsa jest moją tratwą. Kocham kurwa ten samochód. Klekotanie małego silniczka i wieczne terkotanie w lewym kole. I to jak się spina, żeby dobić do stu dwudziestu. Nigdy się jej nie pozbędę. Jest jak papierek lakmusowy na chujowych facetów. Po jednym ich spojrzeniu na nią widzę, czy Indiana Jones czy Johnny Bravo.
- Indiana Jones jest już stary i na pewno też już dupczy szesnastolatki.
- Przestań! Gdzieś tam jest mój!
- Ocho, dzień na marzycielkę?
- Wszystkie kobiety to marzycielki.
- Tylko te z mózgami. I co zrobisz, jak już go znajdziesz?
- On sam mnie znajdzie. To Indiana Jones!
- I co wtedy zrobisz? Pojedziecie Corsą na Mazury?
- Tak kurwa!
- A co ty mu dasz?
- Ja jestem z lat osiemdziesiątych i dam mu prawdziwe cycki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz