- Musimy się zapisać na ten rozszerzony kurs rodzicielstwa. - Zadecydowała Natalia po chwili zadumy. Nogi miała oparte o barierkę, wzrokiem spokojnym i władczym obejmowała przestrzenie rozpostarte pod balkonem, a Tomek mógłby się założyć, na podstawie kolorytu jej oblicza, że cierpi na gorąc, ale nie na tyle by powstać z leżaka. Uczucie to więc topiła w wodzie z cytryną i miętą, którą Tomek donosił z kuchni rytmem nieprzerwanym. Na balkonie rozpostarł ponadto własnoinwencyjnie zakupiony parasol. Po jednej stronie leżaka ustawił kosz, starannie i nie przypadkowo dobranych czasopism o tematyce wszelakiej, wyjąwszy ciążowo-dzieciową. A po drugiej stronie miskę z roztworem soli relaksujących, w celu zrelaksowania stóp Natalii, z którym to zrelaksowaniem wiązał spore nadzieje, że rozejdzie się ono wyżej, promieniująco, dochodząc w najlepszym scenariuszu do głowy. Jednak Natalia orzekła, że to wieśniactwo moczyć syry na balkonie, a na gazety za bardzo raziło ją słońce. Tomkowi coraz mniej asów zostawało w rękawie. Koniec marca rozpieszczał ciepłem, ciepło rozpieszczało brakiem smogu, a brak smogu możliwością wietrzenia się i wystawiania na witaminę D. Natalia faktycznie jakby nieco uspokojona mrużyła oczy i leniwie machała palcami stóp, przypominającymi purchawki. Tomek przyglądał jej się. Po głowie chodziła mu fantazja na temat wyjazdu snowbordowego, który sposobem last minute rozpoczynał się w najbliższy weekend. Wiedział jednak, że ten pomysł ma szanse na sukces, ale może też ściągnąć na niego gniew z samego dna piekieł. Na dwoje Natalia wróżyła - myślał sobie, spoglądając na nią i donosząc flipsy.
- Wiesz, że już mi przeszło z chrupkami. - Powiedziała w końcu, gdy przyniósł trzecią paczkę i wsypał do opróżnionego naczynia.
- No wiem. - Odparł. Sięgnął więc dłonią do przepasnej reklamówki, dobrze zamieszał i niezbyt pewnym ruchem wydobył m&m'sy, prażynki, pistacje, migdały w czekoladzie, paluszki i mamby. Te ostatnie wyraźnie pogorszyły jego notowania.
- No czego ten syf mi tu wykładasz? - Natalii oblicze uległo zmarszczeniu. Tomek szybko zabrał mamby, ale niewiele już mógł sobie pomóc.
- Czy tobie naprawdę nie zależy na zdrowiu własnego dziecka? Wiesz ile w tym jest chemii? - Zawiesiła na nim zdegustowane oczy. Tomek zawahał się. - No zabieraj mi to stąd! - Podskoczyła zawinięta w koc, niczym wielki naleśnik. Tomek wprawnym ruchem krupiera zabrał ze stołu większość dobra, zostawiając pistacje i paluszki. Zerknął na Natalię, która kręcąc głową z dezaprobatą, otworzyła paluszki i zaczęła je pochłaniać na podobieństwo chomika. Odsapnął. Teraz albo nigdy - pomyślał.
- Mówiłaś coś o kursie rodzicielstwa. - Zagaił, by kuć żelazo. - Myślę, że to dobry pomysł.
Spojrzała na niego badawczo.
- A czemu tak myślisz?
Przełknął cicho ślinę i podjął wyzwanie.
- Głównie z powodu kursu pierwszej pomocy. Ale też ciekawie wyglądał ten moduł o zdrowym żywieniu. - Brnął na ślepo. No i kurs wiązania chust, wiadomo. - Nagle przestraszył się, że przeholował, ale Natalia rozpromieniła się.
- Serio? Będziesz ją nosił w chuście?
- No pewnie! - Potwierdził ochoczo, a jego gruba dziewczyna zasłoniła dłonią usta, wytaczając z oczu łzy wielkie jak głazy.
- Jesteś kochany! - Wyciągnęła do niego ręce by go obłapić. - Przepraszam. - Wysmarkała mu w ramię. - Zaczęłam ostatnio wątpić. No wiesz, w ciebie, w nas. Że to wszystko ma sens. Wydawało mi się, że masz mnie dość. Że jestem gruba i brzydka. Że nie interesują cię w ogóle smoczki, butelki, woreczki na mleko. Że wolałbyś grać w te biegające ludziki..
- Fifę. - Wymsknęło mu się, ale został zignorowany.
- Że tak naprawdę ci nie zależy. Że nie zastanawiasz się w ogóle, czy powinna spać z nami, czy w łóżeczku, czy ta kołdra z wełny merinosów jej nie uczuli. Że masz w nosie, czy w końcu można jeść wszystko jak się karmi, czy nie. Czy te woreczki plastikowe na odciągnięte mleko, to jednak nie powinniśmy zastąpić jakimiś szklanymi pojemnikami. Ja nie rozumiem, dlaczego tam coś do szkła inaczej przywiera. Obiecałeś, że o tym poczytasz, a czytasz ciągle te głupie książki o smokach. Nie wiem, w którą torbę do szpitala się pakować. I po co mi tam tyle ręczników? Nijak się nie mieszczę w nic, tylko w tą lotniczą walizkę na kółkach. A nie sądzisz, że ona będzie niepraktyczna? Wiesz, że potem nie można w ogóle się schylać? No i każą zmyć lakier z paznokci, a wiesz, jak ja się czuję bez manikjuru. Myślisz, że urodzę wcześniej? Jeszcze mamy wszystko niepoprasowane. - Natalia wtuliła twarz w koszulkę Tomka i nie przestawała wychlipywać listy swoich udręk. Pogładził ją po włosach, jednak przeczucie zaczęło podszeptywać mu, że znów zaczyna oddalać się od celu.
- Ale wiesz co? - Natalia podniosła na niego spojrzenie pełne odzyskanej nadziei. - Teraz widzę, że się pomyliłam. Że myślisz o nas. Że ci zależy. Najlepiej zadzwoń tam od razu i zaklepmy sobie miejsce, bo zajęcia zaczynają się już w ten weekend. Tak się cieszę! Uratowałeś naszą rodzinę! Nigdy tego nie zapomnę! - Natalia rozgorączkowała się nie na żarty. Wreszcie odkleiła się od tomkowej koszulki, by zajrzeć mu znów do oczu.
- Wzruszyłeś się! - Zapisnęła, widząc łzy spływające mu po policzkach.
- Tak. - Odparł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz