- Czy
Tomek mnie denerwuje? - Natalia powtórzyła pytanie, które pojawiło się
nieoczekiwanie w nurcie ich dialogu o Życiu i oblicze jej zalał błogi uśmiech. Ludwik
przestraszył się, że oto niechcący naruszył jakiś niewidzialny korek, czopujący
w Natalii od dawna upragnione uczucie ulgi, a przecież Tomek nie specjalnie go
interesował. Pytanie pojawiło się i zabrzmiało w sposób przypadkowy i nieopatrzny,
gdyż Ludwik spotkał się z Natalią, by tak jak zawsze, opowiedzieć o sobie.
Pragnął uporządkować myśli. Przyjrzeć się im z uwagą podwojoną o uwagę
przyjaciółki, która jak nikt inny potrafiła jego wywody na jego oczach własnych
rozprasowywać zgrabnie na grubość kalki, posegregować, a następnie spakować w
przezroczyste obwoluty i celnie, acz bez złośliwości opisać w kilku słowach.
"Masz rację." - Mówiła często, a on lubił słuchać tonu jej głosu,
przepełnionego słodyczą. "Masz prawo tak się czuć." - Delikatnie
poklepywała go po ramieniu, a ten gest niezauważalnie wsączał mu pod skórę
hormon samozadowolenia. "Do pięt ci
nie sięgają, pamiętaj." - Kwitowała, a on potakiwał i wszystko nagle
ulegało rozjaśnieniu. Na koniec płacił za jej kawę, bo nigdy nie zamawiała nic
więcej, a i o zapłacenie tych piętnastu złotych musiał stoczyć z nią zajadłą
szarpaninę. Dzisiaj również miał nadzieję usłyszeć, że wbrew temu, w co nie wierzyła
mu jego osobista dziewczyna, uległ prawdziwej, zdjagnozowanej i profesjonalnej depresji, a co więcej i gorzej,
powody, które ją uczyniły zwaliłyby z nóg kapitana Amerykę, a on jednak ciągle
siedział prosto, choć z trudem i znojem. Pocierał więc czoło, zapatrzał się w
okno i w paznokcie i czekał. Czekał, aż ona powie, jak inni powinni uczyć się
od niego męskości i siły, a on na to westchnie z pozorną dezaprobatą i
uśmiechnie się blado, jakby z trudem. Powoli zaczynał niecierpliwić się
tematami pobocznymi, które dawno już powinny były naprowadzić ich na jego wątek
osobisty, tymczasem Natalia jadła, zamawiała, uśmiechała się i oto właśnie
wzięła głęboki wdech, szykując się do skoku prosto w bezkresny ocean tematyki
związkowej, do którego sam ją nieopatrznie zaprosił.
Ludwik zastanowił się, ile to może potrwać i nerwowo poprawił oba rękawy perfekcyjnie zbluzowanego puloweru. Natalia podniosła wzrok znad szpinakowych calzone z extra gratis dodatkowym żelazem, i pochyliła się w jego kierunku konfidencjonalnie.
Ludwik zastanowił się, ile to może potrwać i nerwowo poprawił oba rękawy perfekcyjnie zbluzowanego puloweru. Natalia podniosła wzrok znad szpinakowych calzone z extra gratis dodatkowym żelazem, i pochyliła się w jego kierunku konfidencjonalnie.
- Czasem
boję się, że go w końcu dźgnę. - Zwierzyła mu się, a on trochę się wystraszył.
-
Jestem przerażona, jak myślę, że czasem dziecko będzie zostawało z nim samo.
Boję się nawet, gdy on sam zostaje. - Odchyliła się znów stękając i
kontynuowała. - Znasz to uczucie, jak z tego filmu, no wiesz, co facet się
budzi ciągle tego samego dnia? - Paplała. - Mam to bez przerwy. Powtarzam
codziennie, żeby wyciskał cholerną gąbkę i odkładał na brzeg zlewu, żeby nie
śmierdziała. Zgadnij, gdzie ją znajduję za każdym jednym razem? Utopioną w
garnku po spagetti oczywiście, tłustą i czerwoną. A wiesz, ile kosztują
ekologiczne gąbki? Ale nie on je kupuje, może jakby zaczął, to by zapamiętał,
ale wątpię. To samo jest z gaszeniem światła. Zawsze musi wszystkie pozapalać,
a potem rozsiada się na kanapie, wśród tych świateł, jak na płycie lotniska, a
ja dziesięć minut jeszcze potem chodzę i gaszę. Więc oczywiście, że mu gaszę
też w salonie nad głową, żeby się musiał ruszyć, bo może wreszcie to go nauczy,
ale gdzie tam. I te włosy, jak się ogoli. Naprawdę nie ma na to żadnego
sposobu? We wszystkich domach na świecie, gdzie mieszka facet, umywalka pokryta
jest zarostem? Zawsze się zastanawiam, jak to jest, faceci potrafią polecieć rakietą
na księżyc, a nie wymyślili sposobu na sprzątnięcie swojego owłosienia ze
zlewu?
Ludwik
poczuł, jak pocą mu się dłonie. Potarł czoło i zrozumiał, że nie da rady
udawać, że go to interesuje.
- To
chyba są drobiazgi? - Spróbował jej
przerwać.
- Życie
składa się z drobiazgów. - Odparła. - Gdybym zgubiła się w dżungli na drugiej
półkuli, wiem, że by mnie tam odnalazł i uratował, serio wiem to, ale to się
prawdopodobnie nigdy nie zdarzy, a nawet jeśli, to czekając na tą romantyczną
sytuację, zaciukam go z powodu tej gąbki. - Natalia ponowiła akt spożycia, ale
Ludwik nie zdążył wejść jej w słowo, gdyż nie zamierzała czekać z dalszym
ciągiem, aż przełknie. - Oczywiście, rozbiera się typowo po męsku, zrzuca z
siebie ubranie tam gdzie akurat stanie. Cud, że akurat zaczyna od butów, więc
one znajdują się przynajmniej przy drzwiach wejściowych. Ale klucze? Ja
pierdole. Nigdy nie wiesz, gdzie będą. Pół godziny zawsze stoję i czekam przed
wyjściem, a on biega po domu i szuka. Kupiłam mu oczywiście ten gwiżdżący
brelok, ale oczywiście go zgubił, zanim jeszcze włączył. Dokumentów od samochodu
nie mamy już po prostu. Jak daję mu coś do ręki, to od razu się z tym żegnam. I
to jego wieczne "właśnie miałem to zrobić". - Natalii brwi zatoczyły
koła prawie pod sufit. - Kurwa! - Orzekła. - Wiesz, że są rzeczy, na które
czekam już kilka lat? Półka w lodówce. Stłukł ją w dwa tysiące trzynastym. I
obiecał, powtarzam, obiecał, że odkupi. Potem połamał moją ukochaną ramkę na
zdjęcie, ale powiedział: "Skleję maleńka, obiecuję." Rok później
zrobił dziury w kanapie. Sziszą wypalił. Okulary na basen zgniótł w tych
wielkich łapach. No i mój telefon. Wiesz, że na ostatnim usg w szpitalu,
upuścił go trzy razy w ciągu pięciu minut badania? Zgadnij, co obiecał.
- To czemu
z nim jesteś, skoro tak cię wkurza? - Ludwik postanawia popchnąć Natalię
delikatnie ku brzegowi.
- Bo
każdy z was jest wkurwiający, a on przynajmniej jest wysoki. - Roześmiała się.
I nagle Ludwik poczuł się naprawdę beznadziejnie. Pierwszy raz w życiu został
wrzucony przez Natalię do jednego pojemnika ze wszystkimi. Czekał jeszcze na
uzupełnienie, że nie on, że oczywiście, że on nie. Ale nie. Wyglądało na to, że
owszem on też, tak samo. Zirytował się.
- Mam
depresję. - Wyrzucił z siebie, by wreszcie zrozumiała, po co tutaj są. Zamilkła
na chwilę.
- A ja
ciążę. - Odparła wreszcie.
Zamrugał zaskoczony.
- No
wiem. - Bąknął zdezorientowany. - Gratuluję.
Przez
chwilę nie odpowiadała, a on poczuł, jak zastyga między nimi krępujący chłód.
- Dobra,
nie ważne. - Rzucił w końcu i ostentacyjnie dopił ostatni łyk herbaty, by dać
jej do zrozumienia swój niesmak.
-
Rozumiem, że chcesz o tym opowiedzieć. - Przekrzywiła głowę, jakby straciła
cały dar wyczuwania jego nastrojów.
- Nie. -
Odparł sucho i niczym dwunastolatka dodał za pomocą obrażonego spojrzenia: Już
nie.
- Okej.
Pierwszy
raz ona nie powiedziała po chwili: "No dobra powiedz". Pierwszy raz
wydawała sie zupełnie nie zainteresowana powodami jego męk piekielnych i cierpień.
Pierwszy raz jadła po prostu sobie na przeciwko niego, jakby cała ta gęstość
powietrza, wytworzona wokół nich, nie utrudniała jej oddychania.
- Kiedy
się stałaś taką egoistką? - Nie wytrzymał on. - Nawet nie spytasz od jak dawna
tak się czuję?
Spokojnie przełknęła ostatni kęs posiłku i odłożyła sztućce.
Spojrzała na niego.
- No to?
W którym jesteś miesiącu? - Spytała. Wykonał niepewny ruch robaczkowy na
krześle. Z całych sił starał się nie spojrzeć na jej brzuch by oszacować jego
wielkość, bo inteligencja podpowiedziała mu jednak, że tego tak naprawdę
dotyczyło pytanie. Chrząknął.
- A może
jestem egoistką, bo bez powodu odwołałam nasze spotkanie cztery dni temu?
- Bez
powodu?
- No
chyba, że miałam powód.
- A
miałaś?
- Dzień
spędzony na pogotowiu.
- Nie
wiedziałem.
- Bo nie
spytałeś.
- Jezu
dobra, jestem chujem, o to ci chodzi? - Ludwik poczuł, że jego poranna depresja
to nic w porównaniu z tą, która nadejdzie. Nie odpowiedziała.
- Coś
jeszcze? - Zagrał va bank i przegrał.
- Tak.
Jeszcze to, że w zeszłą sobotę jechałam sama do castoramy kupować piętnacie litrów
farby do ścian, czterdzieści pięć metrów cokołu i umywalkę.
- Czemu sama?
- Bo
Tomek jest we Włoszech na desce.
- To
trzeba było powiedzieć.
- Nie
odbierałeś. A na mojego smsa, czy damy radę do castoramy w godzinę, odpisałeś,
że nie masz nastroju na zgadywanki.
Ludwik
poczuł nagle ogarniające go zagubienie.
Natalia zachowywała się skandalicznie. Zaatakowała go bezpodstawnie, a
on przecież był przy niej całkowicie bezbronny. Otwarty i odsłonięty. Ufny i zdekoncentrowany.
Oszukany i zdradzony wręcz.
- Nie
poznaję cię. - Stwierdził zdegustowany, ściągając usta w dziobek. A później
dodał: - To przez tą ciążę? - Spojrzał wymownie na jej brzuch i w ciągu tej
jednej sekundy Natalia odbyła podróż bardziej daleką, niż jej najdalsze życiowe
wycieczki. Podróż z samego wnętrza swoich trzewi, gdzie spoczął jego wzrok, poprzez
lata ich przyjaźni, poprzez zawiłe ścieżki skomplikowanych, mijających się
uczuć, aktów wymiany i aktów promocji, aktów bezzwrotnych inwestycji i aktów
niedokończenia, aż na dno serca, gdzie kiedyś dawno spoczęło ziarenko ich
dziecięcej znajomości. A później z powrotem. Poprzez lekcje poprawności i naukę
dorastania, wyuczoną tabliczkę mnożenia braku przez nadmiar oczekiwań, poprzez
narosłe latami rytuały i warstwy dopasowań. Aż do środka wszechświata. Do wnętrza
wypełnionego życiem brzucha, który teraz Natalia objęła częściowo bezwiednie i poczuła,
że to jedno jego spojrzenie, ta jedna sekunda, przetransformowały ją. Oto właśnie
na jego oczach stała się matką. Pierwszy raz w życiu tak mocno poczuła
potrzebę, by ochronić tę małą dziewczynkę, która w niej rosła, oraz tę drugą.
Tę, która w niej żyła od dawna, ale której również nigdy nikt nie chronił.
- To nie
jest depresja, kiedy jesteś na diecie a twoja dziewczyna nie, więc tak cię wkurwia,
gdy widzisz na jej półce w lodówce kluski z parmezanem, że chcesz sobie ulżyć, i
mówisz jej, że ma grubą dupę. A potem masz wyrzuty sumienia, ale nie masz jaj,
żeby ją przeprosić, więc dzwonisz do mnie, żebym ci powiedziała, że masz prawo
tak się czuć. - Powiedziała zatem młoda mama i odetchnęła. Za oknem kawiarni
śpiewały ptaszki. Natalia pomyślała o cudzie odradzającej się co rok przyrody i
poczuła się sama częścią tego cudu. Nie tylko nosiła w sobie nowego człowieka,
ale właśnie doznała uczucia nowego myślenia, nowego układu nerwowego i całkiem
nowego poczucia samowartości.
- I
jeszcze powiem ci to, co kiedyś ty mi powiedziałeś, kiedy nie specjalnie
chciało mi się wstawać z wyra. - Dodała. - Zacznij może uprawiać jakiś sport. -
Poklepała go po ramieniu i zostawiwszy pieniądze na stole, wyszła w sam środek
wiosny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz