Panie prostytutki, mam do was swego
rodzaju szacunek. W czasach, gdy kurwienie się zyskało społeczną
aprobatę, trudno o lepszy angaż. Niby na czarno, do emerytury nie
policzą, ale kto by się martwił o emeryturę, gdy panowie tacy
hojni. Pieniążek z rączki do rączki, brylancik na paluszek, a
skrobanka w pakiecie. Ileż z nas, nie puszczających się
dinozaurów, w nieudanych związkach zaciskało zęby w łóżku. Bo
tak trzeba. No to czy nie mądrzej byłoby dostać jednak za to
torebkę? Do torebki telefon, gucziportfelik, spa w weekend, kreska w
kiblu i fryzjer w piątek? Za pierścionek to by się nawet chciało
pojęczeć. Czemu mnie mama tak dziwnie wychowała, że zawsze płacę
za siebie? Na benzynę się składam, za piwo oddaję. Za bilet do
kina i wodę z cytryną. Za pół wszystkiego, chociaż moje pół
przecież zawsze mniejsze. Drogich prezentów nie przyjmuję, bo mnie
krępują. I bzykam się bo się zakochuję. Faceci oszczędzają na
mnie jak na wielbłądzie, żeby potem wszystko razem z chujem
władować w kogoś o innych wymaganiach. A ja zostaję bez torebek i
z wiecznym zadziwieniem, bo przecież nie podobały mu się kacze
dziubki, przecież śmiał się z sylikonów, i mówił, że w
śmietnik chuja nie wsadzi. Może to ten dreszczyk emocji, kogo na
niej zastanie po powrocie z roboty? Czy przynajmniej robiła to w
gumie? No i wieczny stan mobilizacji, bo skoro każdy może ją mieć,
to trzeba się bardziej starać. Dlatego szacun dla was dziewczyny.
Nikt mi nie wmówi, że jesteście głupie. Piękne, modne, zadbane,
królowe naszych czasów. Doskonale odnalazłyście się w
społeczeństwie przeżartym kryzysem męskości, gdzie najdroższe
jest to, za co się płaci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz