środa, 17 czerwca 2015

3. Wyjazd trzydziestolatek 3.

Proces poznawczy karty dań szybko okazuje się przeprawą w koturnach przez siedem bram piekieł. Aby nie powtórzyć krępującej sceny sprzed lokalu, wszystkie dziewczyny milczą, a milczenie to zaczyna pulsować między nimi jak w sprzężonym gigantycznym krwiobiegu. Wszystkie jego zakończenia nerwowe marzą o frytkach z piwem, ale wszystkie biorą sałatkę i wino. A potem następuje zwiększenie ciśnienia w najsłabszym z odnóży, odnóże drga, dostaje skurczy i wypluwa, że chce frytki, piwo i kiełbasę. Nie ma kiełbasy, więc niech będą paski polędwiczek wieporzowych smażone na maśle z frytkami. Po tym incydencie dezerteruje jeszcze jedna sałata, na rzecz pepper steka z grillowanymi talarkami. Pozostałe sałaty, pozostając w oblężeniu, zamieniają wino na prosecco. A w zasadzie prosecco z sokiem pomarańczowym. Świeżym. Świeżo wyciskanym. Na miejscu. Stek również domawia mimozę, a jedno prosecco zamienione zostaje na piwo. Ale też z sokiem. Takim samym wyciskanym. W zasadzie prosecco niech zostanie, się nie zmarnuje. To może butelka prosecco na stół. I trzy soki. I jedną sałatkę, bo zamiast tej drugiej jednak shoarma zapiekana z serem. I może krążki cebulowe. Ale nie zamiast frytek. Osobno. I do tej shoarmy również piwo. Bez soku. Czwarta sałata, lekko podkurwiona, nie chce ulec. Ale domawia cebulowe krążki i czosnkowe pieczywo.
Wreszcie następuje chwila rozprężenia i życiowej konstatacji. Bo trzydziestolatki już wiedzą, że należy karmić nie tylko żołądek, wraz z przyległościami, ale podobnież duszę. Wewnętrzną kobietę, szukającą utulenia w świecie czyhającym na naszą równowagę energetyczną i samospełnienie. I chociaż żadnej z czwórki nie udało się jeszcze odbyć podróży do Indii, gdzie znajduje się nasze wewnętrzne ja, to jednak kilka pisarek przetarło szczęśliwie ten szlak i uświadomiło kobiety, jak ważne jest robienie sobie samej przyjemności. To właśnie dzięki nim wolno nam jest zamówić frytki na urlopie. Pić drinki. Wolno palić papierosy. Cienkie. Wolno nam kupować drogie buty ale to już  wiemy od Carrie Bradshaw. Jak i to że wolno nam uprawiać seks. Bez zobowiązań. Ale za to z satysfakcją. Bo trzydziestolatki już wiedzą, że każdy inny to strata czasu. I droga do nikąd.  Bo facet bez fantazji  jest jak kula u nogi i nie wystarczy, że ma brodę i zaczes Zagłoby. Zwłaszcza jeśli do pracy chodzi z teczką. Trzydziestolatki wiedzą już, że nie chcą faceta z teczką. Ale sprawdziły też już, że ci na motorach mają psychopatyczne skłonności, że artyści mają długi, a podróżnicy żony, od których uciekają na koniec świata. W zasadzie trudno trzydziestolatkom uzgodnić, czego chcą, ale z całą pewnością wiedzą, czego nie chcą. Wymieniają się więc koszmarnymi wspomnieniami, zapijając  je kolejną butelką prosecco, zamienioną w końcu na kolejną butelkę czegokolwiek i z każdą dramatyczną opowieścią koleżanek, czują się mniej zagubione. Ostatecznie okazuje się bowiem, że to nie przypisany do nich osobliwy komplet dyskwalifikujących cech zdefiniował je jako wyzwolone, acz niewątpliwie samotne i nieszczęśliwe dziwadła i rozpustnice. To czasy okrutne i zagmatwane rzuciły je w wir walki o przeżycie wśród kosmicznych składek zus, kredytów we frankach, wszechobecnych prostytutek i kryzysu męskości. To moda na tandetę, głupotę i sylikon zepchnęła je na margines, gdzie intelekt, wrażliwość i chęć samostanowienia, skazała je na osamotnienie. Kiedy dodamy do tego wymagania i marzenia, mamy gotowy przepis na bankructwo psychosomatyczne i powracającą jak zapalenie pęcherza depresję. Trzydziestolatki wiedzą już jednak co to hydroksyzyna. To co jedni nazywają cynizmem, one nazywają przystosowaniem. I nie znaczy to, że pozbyły się romantyzmu. To on właśnie rozdziera im serca przy rozstaniach, choć nauczyły się odchodzić, jak w podręczniku o zołzach. Dlaczego mężczyźni wolą kobiety bez serca wiedzą lepiej, niż dlaczego same wolą bezczelnych skurwieli. Złe wspomnienia potrafią obrócić w czarujące anegdoty, a nienawiść do łajdaków nie dzielą ale mnożą przez cztery. I tak racząc się opowieściami o śmierdzących butach, rzadkim wąsie, krogulczych stopach i dziurawych bokserkach oswajają swoje żale i rosną w siłę. Po kilku kieliszkach przestają żałować złych wyborów i znów zaczynają się czuć jak królowe licealnych dyskotek. Znika gdzieś wiek, znika ostatnia dekada. Znika skurcz żołądka i kłucie w sercu.
I wreszcie to osiągają. Jest jak kiedyś.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz