poniedziałek, 20 lipca 2015

7. Trzydziestolatki i bohaterowie Marvela.

Niedziela przywitała je glutem za oknem. Lepka szarość wlewała się do mieszkania niczym armie Mordoru. Natalia zajęczała przeciągle i głucho.
- Wiem, że nikt nigdy wcześniej nie wypowiedział tego zdania, ale chciałabym, żeby był już poniedziałek.
- Poniedziałek?!
- Niedziele są do umierania. Za to w poniedziałki dostaję zawsze kosmiczne darmowe doładowanie. Mogę sprzątać, biegać, pracować. Odwracam los, zarządzam wszechświatem, ratuję planetę. Jestem jak Ninja, jak Dragon Ball i Kapitan Planeta.
- Jezu kto?
Natalia westchnęła.
- Pięć miesięcy z Maxem i jego komiksami.
Alicja zachichroliła.
- Przecież nie musiałaś tego czytać.
- Nie czytałam! W środku były rysunki żółwi jedzących pizzę! Latającego gościa z młotkiem! Jakiś kolesi w kolorowych rajtuzach strzelających z oczu laserami! Dwa razy byłam na tym w kinie i za drugim razem się popłakałam. Tak mi było szkoda hajsu.
- Miałam to samo na randce z Rafałem. Poszliśmy najpierw do parku i tam były takie jakieś hopki i on przez dwie godziny jeździł po tym na desce. Absolutnie pękał z dumy oraz wymieniał się naklejkami na deskorolki z dzieciakami z gimnazjum. A potem zawlókł mnie do Pizzy Hut na festiwal pizzy, gdzie się zapychał tłustym serem, pokazując mi jakieś triki na You Tubie. Aż przyszło do płacenia i się okazało, że portfel ma ale nie ze sobą. Ale miał drobne więc uparł sie, że mi kupi loda. Nie miałam ochoty ani na lody, ani tym bardziej patrzeć jak on jeszcze coś wpierdala, ale się zaparł, że się zrewanżuje. Wzięłam dwie kulki żeby szybko zjeść, a on wziął siedem i już byłam na skraju rozpaczy, kiedy się okazało, że mu jednak tych drobnych nie wystarczy. Płakałam jak jadłam.
- I co?
- Standard, zapytał, czy mam okres. Do tej pory od niego nie odbieram. A co się stało z Maxem?
- Okazało się, że był Super Maxem. Z opowieści na opowieść coraz dalej odlatywał. Po kilkunastu historiach zaczęły mu się mylić własne supermoce. Już nie pamiętał, czy mi opowiadał, że jest najszybszy, czy największy. Czy najmądrzejszy, czy najfajniejszy. Czy najwięcej zaliczył, czy odrzucił. Czy najwięcej zarobił, czy wydał. Odleciał rakietą fantazji na planetę tępych cip, gdzie może błyszczeć jak Silver Surfer.

Trzydziestolatki zadumały się. Za oknem przetaczała się szarość zapadając im w serca ciężarem wszystkich nie wróżących znajomości. Trzydziestolatki wiedzą już, że deskorolki, komiksy i nie istniejący portfel są niczym magiczne symbole nieszczęść. Ostrzegają, odstraszają, a w sytuacjach skrajnej determinacji powinny kopać prądem. I żadna niedzielna szarość i pustka zalewająca mieszkania ciszą , martwotą i bezkresną plątaniną tęsknot i smutków, nie jest od nich straszniejsza. Gorzkie długie godziny, kiedy ludzie dorośli znikają na nie kończących się rodzinnych obiadach oraz popierdalaniu z wózkami po zoo i Łazienkach, nie jest warte romansu z kimś, komu rano trzeba dać na taksówkę.
- Muszę jechać do kotów. Dzięki za wczoraj. - Alicja niczym zlepiona niewidzialną siecią niemocy zaczęła zbierać swoje rzeczy - Do kogo zadzwonisz?
Natalia wzruszyła ramionami.
- Do nikogo z listy Marvela.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz