Niedziela przywitała
je glutem za oknem. Lepka szarość wlewała się do mieszkania niczym armie
Mordoru. Natalia zajęczała przeciągle i głucho.
- Wiem, że nikt nigdy
wcześniej nie wypowiedział tego zdania, ale chciałabym, żeby był już
poniedziałek.
- Poniedziałek?!
- Niedziele są do umierania. Za to w poniedziałki dostaję zawsze kosmiczne darmowe doładowanie. Mogę sprzątać, biegać, pracować. Odwracam los, zarządzam wszechświatem, ratuję planetę. Jestem jak Ninja, jak Dragon Ball i Kapitan Planeta.
- Poniedziałek?!
- Niedziele są do umierania. Za to w poniedziałki dostaję zawsze kosmiczne darmowe doładowanie. Mogę sprzątać, biegać, pracować. Odwracam los, zarządzam wszechświatem, ratuję planetę. Jestem jak Ninja, jak Dragon Ball i Kapitan Planeta.
- Jezu kto?
Natalia westchnęła.
- Pięć miesięcy z
Maxem i jego komiksami.
Alicja zachichroliła.
- Przecież nie
musiałaś tego czytać.
- Nie czytałam! W środku były rysunki żółwi jedzących pizzę! Latającego
gościa z młotkiem! Jakiś kolesi w kolorowych rajtuzach strzelających z oczu
laserami! Dwa razy byłam na tym w kinie i za drugim razem się popłakałam. Tak
mi było szkoda hajsu.
- Miałam to samo na
randce z Rafałem. Poszliśmy najpierw do parku i tam były takie jakieś hopki i
on przez dwie godziny jeździł po tym na desce. Absolutnie pękał z dumy oraz wymieniał
się naklejkami na deskorolki z dzieciakami z gimnazjum. A potem zawlókł mnie do Pizzy Hut na
festiwal pizzy, gdzie się zapychał tłustym serem, pokazując
mi jakieś triki na You Tubie. Aż przyszło do płacenia i się okazało, że portfel
ma ale nie ze sobą. Ale miał drobne więc uparł sie, że mi kupi loda. Nie miałam
ochoty ani na lody, ani tym bardziej patrzeć jak on jeszcze coś wpierdala, ale
się zaparł, że się zrewanżuje. Wzięłam dwie kulki żeby szybko zjeść, a on
wziął siedem i już byłam na skraju rozpaczy, kiedy się okazało, że mu jednak tych
drobnych nie wystarczy. Płakałam jak jadłam.
- I co?
- Standard, zapytał,
czy mam okres. Do tej pory od niego nie odbieram. A co się stało z Maxem?
- Okazało się, że był
Super Maxem. Z opowieści na opowieść coraz dalej odlatywał. Po kilkunastu
historiach zaczęły mu się mylić własne supermoce. Już nie pamiętał, czy mi
opowiadał, że jest najszybszy, czy największy. Czy najmądrzejszy, czy najfajniejszy.
Czy najwięcej zaliczył, czy odrzucił. Czy najwięcej zarobił, czy wydał. Odleciał
rakietą fantazji na planetę tępych cip, gdzie może błyszczeć jak Silver Surfer.
Trzydziestolatki
zadumały się. Za oknem przetaczała się szarość zapadając im w serca ciężarem
wszystkich nie wróżących znajomości. Trzydziestolatki wiedzą już, że
deskorolki, komiksy i nie istniejący portfel są niczym magiczne symbole
nieszczęść. Ostrzegają, odstraszają, a w sytuacjach skrajnej determinacji powinny
kopać prądem. I żadna niedzielna szarość i pustka zalewająca mieszkania ciszą ,
martwotą i bezkresną plątaniną tęsknot i smutków, nie jest od nich
straszniejsza. Gorzkie długie godziny, kiedy ludzie dorośli znikają na nie kończących
się rodzinnych obiadach oraz popierdalaniu z wózkami po zoo i Łazienkach, nie jest
warte romansu z kimś, komu rano trzeba dać na taksówkę.
- Muszę jechać do
kotów. Dzięki za wczoraj. - Alicja niczym zlepiona niewidzialną siecią niemocy
zaczęła zbierać swoje rzeczy - Do kogo zadzwonisz?
Natalia wzruszyła
ramionami.
- Do nikogo z listy
Marvela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz