wtorek, 14 lipca 2015

6. Trzydziestolatki ZDĄŻĄ zrobić to dobrze.

W drodze ze sklepu pękły solone. I zielona cebulka. W windzie karbowane serowe.
- Nie czuję się dobrze - jęknęła Natalia zaglądając do siatki. - Bez sensu kupiłyśmy jeszcze to wino.
- Dobra, jutro niedziela, najwyżej będziemy zdychać.
- Ale ja chciałam nie zdychać raz w niedzielę.
- Obiad u rodziców?
- Nie. Nie dzwoniłam do nich od zeszłego weekendu, więc matka już jest na pewno obrażona.
- Musisz dzwonić codziennie?
- No właśnie nie wiem, co ile muszę, ale zawsze jak dzwonię, to jest już za późno.
- Moja sama dzwoni codziennie.
- No właśnie, to by się wydawało logiczne: chcesz pogadać, to zadzwoń. Ale nie dla mojej. Będzie 10 lat niedługo odkąd z nimi nie mieszkam i odkąd gramy w tę grę. Po rozmowie, przez jakieś 2 dni czuję spokój spełnionego obowiązku. Trzeciego dnia błogostan mija. Zaczynam czuć, że znów zbliża się TEN CZAS. Czwartego dłonie zaczynają mi drżeć, a piątego wiem, że już za późno. Wtedy nie dzwonię bo jestem w nerwach. - Natalia rozsiadła się na parapecie i zapatrzyła w noc. - A ona czeka. I obie tak się przetrzymujemy. Ja ze stresu, a ona na fochu.
- Moja chyba woli nie słuchać o moich problemach. Mogę zapalić?
Natalia od dawna ignorowała to pytanie.
- Wiesz co, my nawet mieszkając razem nie rozmawialiśmy za wiele. Ojciec odzywał się tak chętnie jak ja. A z matką to jednak zawsze był trochę strach, co z tej rozmowy wyniknie. Raczej nie jest osobą, która podejmuje dyskusje, bo jest z ciebie dumna i chce cię pochwalić.
- Moja ma prawdziwy dar. Zawsze zaczyna od jakiejś niepozornej przypowiastki i przechodzi w atak nieauważona jak pantera. Nigdy nie mogłam zrozumieć, jakim cudem znów przegapiłam moment, kiedy należało spierdalać do pokoju.
- U mnie, jak słyszeliśmy, że idzie po schodach, zrywaliśmy się z ojcem na wyścigi, kto pierwszy dopadnie zmywarkę i zaplusuje, że sprząta, gdy ona wejdzie.
- Mój za to zawsze siedział w garażu. Wracał dopiero gdy wszyscy poszli już spać.

Ostatnia paczka, fromage, poszła w ruch. Trzydziestolatki nigdy nie będą wystarczająco dorosłe, by kolegować się z matkami. Całą swoją mądrość i dojrzałość bowiem, dzień po dniu, zużywają na nie byciu takimi jak one. Nie nienawidzą ich już, gdyż nie mają siedemnastu lat. Co więcej, rozumieją je i rozgryzły już powody ich nie ukojonego nieszczęścia. Wiedzą, że ojcowie byli nędznymi mężami. Nie pomagali w kuchni, nie sprzątali, nie byli rozrywkowi ani spontaniczni. Nie zabierali ich w podróże, nie robili romantycznych niespodzianek, nie naprawiali zlewu, nie kupowali fajnych prezentów. Nie chodzili na wywiadówki, nie pomagali w zakupach. Nie prali, nie prasowali, nie gotowali, nawet nie wkładali naczyń do zlewu. Nie mieli wielkich marzeń. One miały. Ciągnęły na grzbietach dom i wór nie spełnionych ambicji. Przerwanych karier, nie odbytych podróży i nie wypowiedzianych żali. Niedoszłych romansów, nie skończonych planów i przerwanej młodości. W czasach, gdy mężczyźni nie tykali żadnych prac domowych, gdy w sklepach rzeczy były brzydkie i nikt nie słyszał o niani, czy psychologu, ich matki latami pielęgnowały w sobie frustracje. Trzydziestolatki znają już niewidoczne skurcze mięśni na ich twarzach. Znają szare powłóczyste spojrzenia, barwę rodzącego się w gardle krzyku i ciężar nie kończącej się ciszy. Pamiętają nie domknięte drzwi sypialni, zza których słychać niby nie słyszalne chlipanie i nie domknięte drzwi balkonowe, zza których czuć niby nie wyczuwalny dym papierosa. Wiedzą, że nigdy nie będą wystarczająco dobre, by nie dać pretekstu do pretensji wylewających się niczym niekończąca się lawa z wiecznie wściekłego wulkanu. Nigdy nie wypełnią pustki, i nie cofną czasu, by się urodzić w lepszym terminie. Mogą tylko zrobić wszystko inaczej. I bardzo chcą przestać czuć się winne.

- Ja dlatego nigdy nie zajdę w ciążę. Czasem myślę, ze mamy lepsze warunki do wychowywania dzieci, a czasem, że gorsze. I że pewnie tak samo bym sie darła na tego dzieciaka, albo jeszcze gorzej. - Alicja przestała dolewać sobie po pół kieliszka, a zaczęła po całym.
- Ciekawe, czy jak bym poznała moją matkę, jak była w moim wieku, to byśmy się polubiły.
- Jeśli moja zawsze urządzała takie piekło, to bym nie chciała jej znać nawet na fejsie.
- A może ja bym mojej odradziła wstępowanie w stan błogosławiony, zanim nie pospełnia swoich marzeń. I sama się nie zastanowi, czego chce. Co by o mnie nie mówić, ja się już bardzo długo zastanawiam. Może nie zdążę, jak mi ostatnio sugeruje reklama, ale może właśnie zdążę, w odpowiednim momencie.
- Ja to raczej faktycznie nie zdążę. Ale kariery chyba też nie zdążę.
Rozśmiały się.
- Spójrz na nas - Natalia nagle spoważniała. - Nie możemy cofnąć czasu i powiedzieć im tego wszystkiego. Moja by się popłakała i obraziła. A potem szlochałaby na mój widok jeszcze przez 5 lat, zastanawiając się na głos, gdzie popełniła błąd, wychowując mnie na osobę bez serca. Twoja dzwoniłaby codziennie o 7 rano, płacząc, żebyś przynajmniej ty nie zmarnowała sobie życia. Ale może to my jesteśmy tymi matkami, które jeszcze mogą wszystko zmienić. Może to właśnie sobie musimy powiedzieć to wszystko, co chciałybyśmy powiedzieć im.

Trzydziestolatki spojrzały na różowiejące niebo i 4 puste paczki po czipsach. To wszystko przecież dzieje się po coś. Mądrzejsze o kolejny wschód słońca i 2 kilo rakotwórczych kartofli z solą, nie skreśliły jeszcze swoich szans na posiadanie dzieci. Choć wiedzą już, że ta przedziwna relacja matki z córką jest trudniejsza niż wszystko, co do tej pory przeszły. Odkładają myślenie o tym, bo boją się bardziej niż 10 lat temu. Bo właśnie swoje matki coraz częściej widzą, gdy patrzą w lustro. Paradoksalnie pociesza je fakt, że wszyscy dotychczasowi byli, nie nadawali się na ojców. Wydaje im się więc, że uda im się zrobić wszystko inaczej. Że ZDĄŻĄ zrobić to dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz