wtorek, 22 września 2015

19. Trzydziestolatki, uprzedzenia i naleśniki.

- O, sobie zrobiłaś sanktuarium? - Alicja zwyczajnie zjawiła się w progu, z ilością tobołów budzącą lęk o przeprowadzkę.
- No, pooprawiałam stare zdjęcia.- Westchnęła gospodyni, wpuszczając  ją do środka.
- Oprawiłaś wszystkie jakie miałaś? Kurwa jak zmokłam. Wzięłam skuter, więc oczywiście musiał nastąpić potop. Sory, muszę się u ciebie wysuszyć, jadę potem do Omana.
- Omana?!
- No nie opowiadałam ci na razie, bo nie wiedziałam co z tego będzie.
- A już wiesz?
- Powiem ci, że po ostatnich naszych historiach, Oman daje nadzieje. Przede wszystkim nie jest stąd.
- O Chrystusie. A skąd?
- Chyba z Libanu.
- Z Libanu? - Alicja nigdy nie przestawała zaskakiwać. - Czyli już tu dotarli?
- Przestań! - Alicja wywróciła oczami. - On jest w połowie Polakiem, studiował medycynę w Krakowie.
- Lekarz z Libanu. - Natalia starała się opanować wytrzeszcz. - A jaka specjalizacja?
Jednak koleżanka zagłuszyła to pytanie suszarką do włosów.
- Muszę od ciebie pożyczyć odżywkę, strasznie mam poszamotane. - Ryknęła z łazienki.
- Poszamotane? To po arabsku? - Natalia wyjęła jej z szafki odżywkę.
- A krem jakiś masz? Strasznie mnie wysuszyło od tego skutera.
- No mam, może w termos ci dam, skoro cię tak wysusza. - Gdzie on mieszka w ogóle?
- Na Bielanach.
- Ach tak. Boję się spytać..
- No tak, jadę do niego, ale to już było dawno umówione. Poza tym to dobrze, że mnie zaprosił, znaczy, że nie ma żony.
- W każdym razie nie w tym mieszkaniu.
- Błagam, nie zaczynaj. Umaluj mi rzęsy, bo mi się ręce trzęsą.
- Będziesz teraz jechać półtorej godziny w deszczu, i tak cały tusz będziesz mieć pod nosem.
- Dobra, to muszę tusz wziąć ze sobą, oddam ci wracając. I weź mi daj jeszcze jakiś suchy podkoszulek.
- Jak go poznałaś? - Natalia z westchnieniem otworzyła szafę.- Jaki chcesz ten podkoszulek?
- Byle jaki, jakiś taki może ciemny fiolet, do paznokci. Tylko dłuższy, bo mam gacie nie teges.
- Przynajmniej jedna pozytywna nowina. To jak go poznałaś?
Alicja westchnęła zirytowana.
- Na Tinderze kurwa i co z tego?
- Jezu, pytam się tylko!
- Bo już widzę, że mnie zaczynasz oceniać!
- Pytam tylko!
- Ale pytasz agresywnie.
- Dobra, koniec pytań.
- Wiesz co, nie sądziłam, że jesteś taką rasistką.
- Co?
- Uchodźców też byś pewnie wyjebała wszystkich na zbity ryj prawda? Niech sobie wracają umierać do siebie. W ogóle w piździe masz wszystkich, tylko ty się liczysz i twoje rameczki na zdjęcia. Niech sobie zdycha cały świat, byle tobie nikt nie zabrudził mieszkania! - Alicja rozdzierała się na sto kawałków, ładując do torby kosmetyki Natalii i nerwowo przepakowując sto kilkanaście pakunków upchanych gęsto w korytarzu. - Wiesz co, zawiodłam się na tobie.
- Acha. Ale na mnie, czy ogólnie na białych? - Natalia jeszcze próbowała zażartować, ale odpowiedziało jej trzaśnięcie drzwiami.

Telefon rozdzwonił się po czterech godzinach, a w telefonie rozdzwonił się szloch. Początkowo nieśmiały, badający, cichutki.
- Mogę ci teraz odwieźć ten tusz, jak ci zależy.
- Faktycznie zależy mi. - Natalia już zasypiała, ale postanowiła nie być rasistką. Wtedy szloch się rozgłośnił. - Wiesz, że mam teraz taką nerwówę! Wszyscy mnie atakują z każdej strony. Bank postanowił kurwa pozbawić mnie środków do życia. Ojciec kurwa wiecznie mi prawi morały, a nie ma pojęcia o życiu. Zamiast mnie wspierać,  wszystkie przyjaciółki się na mnie uwzięły. Zawistne larwy objuczone bachorami. Myślą, że strupy na cyckach to są kurwa problemy. A kto im kazał dzieci rodzić? Wszystkie kurwa na utrzymaniu mężów. Ciepłe posadki, pakiety medyczne, wieczorem serialik, a w niedzielę do Ikei na klopsy. Nikt kurwa nie rozumie, jak to jest walczyć każdego dnia o przetrwanie! Z państwem które cię okrada. Z korpokutasizmem, gdzie idiotka łazi za mną po tych korytarzach, całych w kurzu i roztoczach, i czeka tylko, żebym się wypierdoliła. Dupodaja szefa, co mnie nienawidzi bo mam własne zdanie i cycki. Wszystkie w pokoju niedorozwinięte jamochłony, jak z fabryki lalek, co jak je położysz to zamykają oczy i rozkładają nogi. Nienawidzą mnie, bo nie kuśtykam za nimi w szpilkach jak flaming i nie gadam o kremach. Ze strażą miejską się muszę szarpać, bandą półdebili, która mnie śledzi. Czekają tylko, aż na chwilę gdzieś zaparkuję, żeby mi auto podpierdolić. Z sąsiadami, którzy wydzwaniają do spółdzielni, że z mieszkania śmierdzi. No jak kot chory sika, to śmierdzi, ja pierdole, tępe stare klępy. Wieczne na mnie patrzą tymi szparoczami powysychanymi i łbami tak kiwają, jakby im miały poodpadać  te puste purchawy wypchane naftaliną. A w kieszeniach zasuwają paluchami te swoje koraliki, memlą coś pod wąsem i myślą że Jezus je zabierze do nieba. Oby się wodą święconą potruły. Zacofane całe społeczeństwo, patologia na każdym rogu. Warszawa obsrana, banda skurwysynów i złodziei. I jeszcze ci faceci skurczywory, dno bezdenne.
Natalia westchnęła.
- Co się stało?
- No kurwa, to co zawsze. - Szloch  się przemienił w głuchą syrenę. - Nawet wina nie kupił jebany brudas. Wszyscy tacy sami. Mieszkanie puste, widać, że wynajęte. Nie wiem tylko, czy na dziś, czy na regularność. Materac tylko na środku i telewizor, a on do mnie, żebyśmy porozmawiali na golasa. Kurwa. A na imię nie miał Oman, tylko Roman. - Alicja dostała zapaści.
- Jechać po ciebie?
- Nie, jakoś się doturlam kurwa, ciągle pada.

Trzydziestolatki nie żywią urazów. Wiedzą już, jak wyczerpująca nerwowo jest codzienność. Nie mówią, a nie mówiłam, bo wszystkie już wszystko powiedziały. Pomagają sobie, bo wiedzą, że los się odwraca jak kot i ogon. Dziś ktoś inny zrobił głupotę, jutro zrobisz ty. Nie śmieją się z cudzego nieszczęścia. Wciąż usiłują śmiać się z własnego.

Koło 3 w nocy Alicja rozsypała się znów w przedpokoju.
- Muszę pożyczyć znowu podkoszulkę. - Jęczała, zmazując tusz z policzków. - Skurwysyn chyba nawet nie jest lekarzem. Pazury miał brudne jak rolnik. Kurwa sama zostanę rasistką.
- Nie zostaniesz, masz za dobre serce. Ja też nie zostanę, bo za bardzo lubię różnorodność. Mówię ci że to klątwa tego miasta. - Natalia wyjęła wino z lodówki i dwa kieliszki. - Nie wiem czemu przyjeżdżają tu wszyscy i zamiast wzbogacać tą armię klonów o swoje regionalne dziwolągstwa, to za wszelką cenę starają się wtopić w ten bulgocący kompost. Gdzie są kurwa wszystkie góralskie sukienki, ja się pytam, i te dziwne sandałki z cepelii? - Wyjęła z szafy ciepłą bluzę i podała koleżance. - Czemu tu nie przywiozą oscypków? Gdzie te kujawiaki, haftowane serwetki, wycinanki łowickie. I te słowne smakołyki? To drzwi zakluczanie, przycisków naduszanie, brzegi wychamrane? Połykają ten swój język jak się połyka przeterminowany twarożek. Szybko, to może nie zaszkodzi.
- Ta. Miasto im daje pracę, to oni też mogliby dać coś miastu.
- Jakąś uczciwość może z Małopolski, jakąś lojalność z Kaszub? Może wiarę z Lubuskiego? Jakąśkurwakolwiek oryginalność?
- Dokłanie.
- A tak, najadą z Pytelkowa, Grajdłkowa i innych Klopsogrodów i zaraz się w tłum wtapiają i rozlewają po ulicach jak różowe szwadrony samozagłady.
- Pałac Kultury ich przyciąga i zmienia. Nocą wysyła im sygnał do mózgu. Mija rok, i wszyscy już poubierani jak Dawid Windziński, w swoich domach na kredyt, oglądają Taniec na kłodzie.
- Albo biegają po klubach polewać się szampanem.
- Albo kupują miętowe rowery z koszami i jadą jeść rogaliki pod tęczą z plastiku.
- Spójrz na to miasto. Cały kraj je rozdrapał na strzępy.
- Wiem kurwa, bo codziennie próbuję się przedostać Puławską. Przekrój wszystkich województw  tam stoi i miota w siebie życzeniami śmierci. Zamiast na rowerach czy skuterach to się korkują tymi limuzynami, bo przecież przyjechali tu wszyscy wygrać.
- Ja to bym chętnie tam do nich. W drugą stronę. Jedzenie prosto od krowy i wiatr we włosach. Tylko bym nie śpiewała że to moja wioska i moje kolorowe sny i marzenia i wszystko w tej wiosce moje.
- Od czasów Czekając na sobotę, ja się zatrzymuję tylko na stacjach benzynowych.
- To ty jesteś rasistka.
- Też jesteś. Chcesz naleśnika?
- Skąd masz?
- No przecież nie jechałam do Omana z gołymi rękami. Całą noc smażyłam.
- Czyli pokazałaś klasę. Daj.


Trzydziestolatki przegrywając kolejną bitwę, potrzebują naleśników. Chciałyby nie jeść w nocy, ale muszą. Używają więc mąki żytniej, by zmniejszyć poczucie winy. Dziś jeszcze zagryzą ściekające łzy, ale jutro wstaną do walki z pełnymi brzuchami. Znowu spróbują przetrwać. Nie zrobić sobie krzywdy. Nie żywić urazy i zakochać się w Warszawie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz