Natalia wybrała stolik przy
oknie. Kawiarnia Zgaga, przyjazna kobietom w ciąży, serwowała tak zwane ciążowe
zachcianki. Natalia miała za sobą fazę jabłek, popcornu, coli a nawet dewolajów
z frytkami, choć nie je mięsa, oraz frytek z McDonalda, chociaż nie je w
McDonaldzie i szczęśliwie uważała się już za kobietę wolną od nałogów.
Mądrzejsza o wiedzę z wykładu Emocje na widelcu, wiedziała, że
ciążowe apetyty łączą się z potrzebą bezpieczeństwa, teleportującą nas prosto
na talerz z dzieciństwa, ewentualnie innego okresu w życiu, kiedy czuliśmy się
spokojni i szczęśliwi. Dlatego nie żałowała sobie przysmaków, by jej dziecko
mogło również czuć się szczęśliwe i bezpieczne. Zaczęła się mościć. Torbę
potrzebowała mieć koło siebie, by nie musieć się do niej schylać. Jednak nie
chciała jej trzymać na kolanach, żeby nie gniotła jej w brzuch. Chętnie
schowałaby stopy przed jadowitym ludzkim wzrokiem, by w spokoju ducha, po
wieśniacku, wyjąć je z butów, ale jednocześnie umierała z ochoty by rozłożyć
nogi i brzuch umieścić między nimi. W tym celu usiłowała więc dyskretnie okryć
się szalem, który nosiła w torbie tylko i właśnie w tym celu. Zdjąwszy buty i
opatuliwszy się szalem, uznała jednak, że nie wytrzyma siedzenia na twardym
krześle i zaczęła rozglądać się za poduszką. Gdyby lokal urządzała
kobieta, na każdym krześle byłyby poduszki - pomyślała. Z powrotem wcisnęła
stopobalony w klapki i poszurała w kierunku szerokiego parapetu,
przyobleczonego w materac. Spróbowała na nim usiąść ale natychmiast zsunął się
razem z nią. W cichości ducha zaczęła czuć irytację. Przygniotła materac torbą,
podsunęła sobie krzesło i zaparła się o nie stopami. Jednak oparcie o szybę
okienną natychmiast okazało się udręką dla kręgosłupa. Pomyślała, że mogłaby
zarzucić sobie na plecy koc, żeby złagodzić strefę zgniotu, ale koce leżały na
zewnątrz. Zaklęła w myślach, po czym zsunęła się znów z parapetu, a wraz z nią zsunął
się materac i torba, która przy okazji wyrzuciła z siebie całą swą zawartość.
Teraz usta Natali zaklęły naprawdę i głośno. Oparłszy się o krzesło zwindowała
się do parteru, by pojękując zebrać z podłogi rozsypane klamoty. Zorientowawszy
się jednak, iż przypadkowo przyjęła pozycję do porodu, zrezygnowała ze
zbierania i usiadła na leżącym obok materacu i zebrawszy pod siebie rozrzucone
nogi. Rozmarzyła się o lemoniadzie. O leżaku. A w najpierwszej kolejności
rozmarzyła, by ktoś za nią schylił się i pozbierał za nią jej przybornik. Nagle
w niedalekiej bliskości od siebie ujrzała głowę kelnera. Miał może ze 22 lata,
a jego spanikowane oczy błagały, by nie rodziła na jego zmianie. Machnęła
uspokajająco ręką.
- Nawet gdybym miała skurcze, to
i tak jeszcze kilka godzin. - Uśmiechnęła się, by go uspokoić, ale szybko
zrozumiała, że słowo skurcze tylko nasiliło u niego stany lękowe. - Lemoniada
jest? - Postanowiła zmienić temat. Nieznacznie kiwnął głową, jakby się odblokował.