- Musimy się zapisać na ten rozszerzony kurs rodzicielstwa. - Zadecydowała Natalia po chwili zadumy. Nogi miała oparte o barierkę, wzrokiem spokojnym i władczym obejmowała przestrzenie rozpostarte pod balkonem, a Tomek mógłby się założyć, na podstawie kolorytu jej oblicza, że cierpi na gorąc, ale nie na tyle by powstać z leżaka. Uczucie to więc topiła w wodzie z cytryną i miętą, którą Tomek donosił z kuchni rytmem nieprzerwanym. Na balkonie rozpostarł ponadto własnoinwencyjnie zakupiony parasol. Po jednej stronie leżaka ustawił kosz, starannie i nie przypadkowo dobranych czasopism o tematyce wszelakiej, wyjąwszy ciążowo-dzieciową. A po drugiej stronie miskę z roztworem soli relaksujących, w celu zrelaksowania stóp Natalii, z którym to zrelaksowaniem wiązał spore nadzieje, że rozejdzie się ono wyżej, promieniująco, dochodząc w najlepszym scenariuszu do głowy. Jednak Natalia orzekła, że to wieśniactwo moczyć syry na balkonie, a na gazety za bardzo raziło ją słońce. Tomkowi coraz mniej asów zostawało w rękawie. Koniec marca rozpieszczał ciepłem, ciepło rozpieszczało brakiem smogu, a brak smogu możliwością wietrzenia się i wystawiania na witaminę D. Natalia faktycznie jakby nieco uspokojona mrużyła oczy i leniwie machała palcami stóp, przypominającymi purchawki. Tomek przyglądał jej się. Po głowie chodziła mu fantazja na temat wyjazdu snowbordowego, który sposobem last minute rozpoczynał się w najbliższy weekend. Wiedział jednak, że ten pomysł ma szanse na sukces, ale może też ściągnąć na niego gniew z samego dna piekieł. Na dwoje Natalia wróżyła - myślał sobie, spoglądając na nią i donosząc flipsy.