- Chyba dam sobie radę.
- Dasz na pewno. - Agnieszka biegała po pokoju jak człowiek pająk, z
nieprawdopodobną orientacją pakując na raz trzy torby podróżne. Jej syn spał,
córka kolorowała Elsę z Krainy Lodu, a mąż żegnał się z
telewizorem. Natalia chciała jej jakoś pomóc, ale tylko chodziła za nią w kółko
przeszkadzając. Wreszcie usiadła na brzegu łóżka, wystawiając się jednoznacznie
na atak sześciolatki z kredkami.
- Ciocia malujemy?
- Ciocia rozmawia teraz z mamą. - Agnieszka czujnie dbała o
komfort psychosomatyczny przyjaciółki, nie
przyzwyczajonej do kolorowania przez całą dobę.
- Dawaj te kolorowanke i mów mi szybko jakie kolory. - Natalia
położyła się na brzuchu i bezwiednie zaczęła grzebać w kredkach. - Myślisz, że
jest gdzieś koniec tego maratonu? Że w końcu zrozumiem, o co w tym chodzi?
Odnajdę siebie, albo Jezusa, albo poradnik, jak przeżyć samej w Warszawie? A
może przestanę się zastanawiać? Zajmę się tkaniem makatek lub ceramiką w Pałacu Kultury? Może powinnam wreszcie pojechać do
tego lasu i siedzieć tam tak długo bez telefonu i mydła, aż zachcę wrócić radośnie, albo
zostać tam i biegać na czworaka. Zdziczeć do kości, do mięsa, do ostatniej
komórki. Może myślę za dużo? Może za dużo chcę? A może już czas na terapię?
Może jak porozmawiam przez rok o rodzicach, to mi się mózg cały wyprostuje,
rozplącze, a potem zwinie od nowa w dobrą stronę. Może to przez te seriale? A
może to już schizofrenia? Warszawska psychoza endogenna? Może piję za dużo,
albo za mało? Albo to może dlatego, że nie ćpię. Przecież to jeszcze nie
menopauza do cholery! Oj, przepraszam.
- Ciocia wychodzisz za linie.
- Myślę Kochanie, że wszystko się poukłada. - Agnieszka wzięła się
za katalogowanie zawartości lodówki. - Sama wiesz najlepiej, że nic się nie
dzieje bez powodu.
- Nie wiem. To takie ładne usprawiedliwienie na wszystko. Ale co
jeśli ja nigdy nie poznam powodu? Zużyję całą młodość na szukanie, i nawet się
nie dowiem, czego szukałam. Zużyję siebie całą i serce i duszę umorduję i się
obudzę kiedyś i nic już nie będzie we mnie. Nic nie zostanie.
- A czego ty kochana chcesz tak w ogóle? - Agnieszka usiadła na
moment i popatrzyła badawczo na dwie kolorujące dziewczyny. Obie machające
nogami. Obie językiem próbujące dotknąć nosa. Tylko jedna o 30 lat starsza od
drugiej.
- Nie jestem pewna. - Wyznała po chwili Natalia.
- Ciocia, ciocia, sukienkę na niebiesko!
- A jak ci się wydaje?
- Chyba po prostu chciałam być szczęśliwa.
- Nie ten niebieski ciocia, ten!
- A co to dla ciebie znaczy?
- Nie wiem nawet, czy jeszcze pamiętam.
- Ciocia! To jest błękitny!
- Pamiętasz.
- To którym niebieskim tą sukienkę? - Natalia próbowała odtworzyć w
głowie to efemeryczne uczucie sprzed lat, kiedy budząc się, nie miała skurczu szczęk
ani żołądka. Kiedy wstawanie z łóżka tak nie bolało, a do zaśnięcia nie
potrzeba było żadnych wspomagaczy. - Szczęście zawsze kojarzyło mi się z drugą
osobą. Tak przyzwyczaiłam się je postrzegać. Szczęście było kiedyś, bo kiedyś wszystko było lepsze. Prawdziwsze. Prostsze. Pewne. Ja nie
byłam taka zmęczona i cyniczna. Miałam siłę szukać wdzięków życia, zamiast jego
wciąż przybywających zmarszczek i pryszczy. Dziś już chyba tak nie potrafię.
Dziś musiałabym się tego uczyć od nowa.
- To się naucz.
Pięć minut później kolorowanka była skończona. Synek Agnieszki
zaczął się budzić, a ona kończyła pakowanie.
- Czemu ty wszystko sama pakujesz?
- Wiesz co, jak wyjeżdżaliśmy z domu, umówiliśmy się z Marcinem, że
każde spakuje po jednym dziecku.
- I co?
- I jak zobaczyłam, jak on to robi, to zrobiło mi się żal syna.
Natalia się roześmiała.
- Musisz zrozumieć, że życie na ciebie nie poczeka. Jeśli nie
możesz czegoś zmienić, polub to. Jeśli nie podoba ci się Warszawa, wyjedź.
Jeśli zdecydujesz zostać, zaakceptuj ją. A jeśli
chcesz wracać dzisiaj z nami do domu, to musisz załadować się już, bo musimy
ruszyć, póki mały śpi.
Trzydziestolatki nie wiedzą, co jest dalej. Oczywiście, że się
boją. Są trochę dorosłe, ale trochę nie. Nie wiedzą, jak długo jeszcze dadzą
radę rozciągać sobie młodość. Ale wiedzą, że nie dadzą rady w nieskończoność siebie
szukać. Niewiele znalazły w klubach, kawiarniach i na jodze. Niewiele im dało
permanentne wkurwienie i szlochy nad ranem. Połamania i zrosty, rozczarowania i
nadzieje, wszystko to niosło je rzeką szlamu, aż nagle zapomniały, jak to było po
prostu żyć. Natalia zdała sobie sprawę, że każdy dzień zmieniła w czekanie. Każdą
noc w rozpamiętywanie tego, co minęło i żal. Walczyła, by nie być jak wszyscy,
a została szeregowym żołnierzem generacji x. Bez autorytetów i celów. Bez
sensu. Wymyślała sobie filmowe scenariusze i czekała na happy end. Przeszła długą drogę, ale nie potrafiła
zrobić ostatniego kroku. Zejść na ziemię. Ostatecznie pogodzić się z
samotnością. "Oni nie wrócą - pomyślała - żaden z nich. Pokładałaś w nich tyle nadziei, że żaden z nich nie
mógł im sprostać. A ty? Każdego dnia się potykasz o wspomnienia. Jesteś
pochodną Pewexów i Przeminęło z wiatrem. Popaprańcem z lat
90 tych. Chyba już czas. Chyba już czas wsiąść do Delorjana."
- Halo?
- No cześć. - Alicja w słuchawce nieśmiało starała się wysondować
nastrój koleżanki, by zdecydować, czy może go zepsuć.
- No co tam?
- Ja pierdolę, już nie mam siły.
- A co się stało?
- Niby nic, ale kurwa już nie mogę. Ludzie są chujowi i pojebani.
Kurwa ten kraj mnie wykończy, banda oszustów i złodziei. Zburaczały naród. Mam
dość facetów. Pojebane, niemęskie pokurcze bez jaj. I te puste laski, kurwa nie
mogę już patrzeć na tego facebooka. Wracasz jakoś niedługo?
- Wiesz co, jeszcze chyba trochę zostanę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz