- Nie idziesz. - Natalia oparta o ścianę, od
kilku minut próbowała ruchem robaczkowym stopy osiągnąć ubranie buta. Jednak
jego zduszona i zadeptana zapiętka, przylgnięta plackiem do jego wnętrza za nic
nie chciała się poddać tej woli.
- Pomóc ci? - Tomek nie był przekonany czy mądrze
było widzieć to i spytać. Ale spytał. I zbłądził.
- Nie zbliżaj się do mnie. - Wysyczała Natalia
tuż przed tym, jak nieznane moce przejęły kontrolę nad jej nogą i miotnęły nią tak
nienawistnie, że bezczelny i zdradziecki but pofrunął i niczym szalony ptak zakończył
lot na oknie. - Trudno, idę boso. - Orzekła, po czym zrzuciła drugiego buta i
skierowała się do drzwi. - A ty nie idziesz.
Tomek podniósł z podłogi jej rozrzucony obuw i
ruszył za nią.
- Nie idziesz! - Wrzasnęła Natalia.- Rozumiesz
polską mowę?!
- Dlaczego? - Zapytał pro forma, zamykając za
nimi drzwi na klucz.
- Gdyż chcę iść sama!
- To chyba są zajęcia dla rodziców, nie dla
matek.
- Jak nie przestaniesz za mną leźć, to dziecko
nie będzie już mieć rodziców, tylko matkę!
- Kochanie, chodź tutaj.. - Tomek wyciągnął
rękę, by objąć Natalię, ale ten gest nie spotkał się z ucieszeniem.
- Przestań mnie lekceważyć! - Wrzasnęła w
odpowiedzi. - W ogóle ze mną nie rozmawiasz! - Rzuciła mu jeszcze, zanim drzwi
windy zamknęły się za nią. Tomek wiedział, że ona wie, że on wie, że musi iść z
nią, choćby dlatego, że ona nie ma ani kluczyków do auta, ani bladego pojęcia,
gdzie jechać. Zszedł więc schodami, konstatując po drodze, że w zasadzie stan
taki, w którym ona ciska wokół siebie gromy niczym obłąkany Posejdon, w
zasadzie nie odejmuje mu męskości, a wręcz przeciwnie, sprawia, że on czuje się
tym bardziej opanowany, silny i męski. Uśmiechnął się pod wewnętrznym nosem,
zadowolony, że tak to natura sprytnie wymyśliła i najwyraźniej uśmiechnął się
też nieświadomie do zewnątrz, bo kiedy drzwi od windy otworzyły się, zobaczył,
jak źrenice Natalii zwężają się na jego widok, a jej ciało szykuje się do
ataku. Pierwotny instynkt kazał mu cofnąć się o krok, gdy tymczasem ona,
wydostała się na klatkę palcem do przodu, i palec ten ukazał się nagle bardzo
blisko jego oczu.
- Śmiej się śmiej, głupi gnoju! Zobaczymy jak
się będziesz śmiał, jak ci sąd ustanowi odwiedziny raz w tygodniu! -
Wycharczała wraz za palcem, a potem minęła go w szalonym tańcu i przecisnęła
się drzwiami na zewnątrz.
Tomek zszedł więc jeszcze niżej, a następnie wyjechał autem z garażu i dogonił ją, idącą brzegiem chodnika, przechyloną na bok pod ciężarem swojej gigantycznej torby, niczym tonący statek.
Tomek zszedł więc jeszcze niżej, a następnie wyjechał autem z garażu i dogonił ją, idącą brzegiem chodnika, przechyloną na bok pod ciężarem swojej gigantycznej torby, niczym tonący statek.
- Kochanie, proszę wsiądź do auta.
- Mam cię w dupie!
Zaparkował tuż przed nią.
- No wsiądź, błagam. Porozmawiajmy.
- O! Teraz to porozmawiajmy!! Bo ludzie patrzą
tak?
- Nie bo ludzie patrzą. Tylko bo nie wiem
ciągle, co się stało.
- O! Nagle cię obchodzi, co się stało?!
- Nie nagle, tylko odkąd się złościsz, a ja
nie wiem o co.
- Acha, ja się złoszczę tak?! To wiedz, że ja
się nie złoszczę, tylko ja jestem załamana!! Jestem załamana tobą i tym, że
nasze dziecko będzie miało takiego ojca! Jestem z a ł a m a n a rozumiesz?!
- Nie rozumiem. - Przyznał ze spokojem.
- To jak nie rozumiesz, to ja już nic nie mogę
zrobić!! - Wyminęła go i przyspieszyła, osiągając maksymalną swoją prędkość
ciążowego truchtu. Tomek wsiadł znów do samochodu i znów zaparkował kawałek
przed nią.
- Daj mi chociaż torbę. - Wyciągnął do niej
rękę.
- Po moim trupie!
- No tego się boję. - Spróbował zażartować,
ale nie pierwszy już raz zauważył, że jego żarty nie rozładowują atmosfery.
- Taki z ciebie śmieszek?! Proszę bardzo!
Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni!
Tomek wiedział już, że na pewno nie on, więc po raz
trzeci wyminął ją, po czym zajechał jej drogę i stanął przed nią na chodniku.
- Zajebiście, jeszcze mnie kurwa rozjedź!
Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Przestań mnie szarpać! Kurwa! Ratunku!
- Cicho już! - Przytulił ją mocno, choć trochę
ryzykował pogryzienie.
- Myślisz, że możesz tak mnie traktować, a
potem zrobić pokazówkę przed sąsiadami, pościskać mnie, a ja jak jakaś idiotka
mam wszystko zapomnieć? Masz mnie za idiotkę? - Usłyszał stłumione krzyki spod pachy .
- Nie. - To, czego nauczył się przez ostatnie
miesiące, to krótkie i szybkie odpowiedzi, nie stanowiące zarzewia dalszych
detonacji.
- To dlaczego tak się zachowujesz?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Jesteś idiotą?
- Nie.
- To kim? Kim ty do cholery jesteś?
- Ojcem dziecka, który chce was bezpiecznie
dowieźć na szkołę rodzenia. - Powiedział jej we włosy.
- Acha, ojcem dziecka, kiedyś byłeś moim
chłopakiem.. - Zabulgotała jeszcze, ale wyczuł, że główna fala uderzeniowa już
ich minęła, a wały są prawie nienaruszone. - I twoim chłopakiem, który teraz
zabierze ci te ciężary - Delikatnie zdjął z jej ramienia torbę i przerzucił
sobie przez ramię. - Jezu, spakowałaś się już do szpitala? - Zażartował znów,
ale tym razem zobaczył, jak wściekły grymas na twarzy Natalii ustępuje miejsca
zwykłym ludzkim ustom i poczuł się jak super bohater. Otworzył jej drzwi, podał
buty i usiadł za kierownicą.
- Spóźnimy się. - Natalia zakryła twarz dłońmi.
- Czy my nie możemy chociaż raz jeden do kurwy nędzy być gdzieś punktualnie? - Rozpłakała się.
- Czyli idziemy razem? - Tomek doznał potrzeby
rozpoznania na czym stoi.
- Nie! Nie idziemy razem, ty nie możesz iść. -
Natalia zawyła z między rozpostartych palców.
- Dlaczego?
- Bo nie możesz!
- Dlaczego?
- Bo to nie są sprawy dla facetów!
- Jak to?
- O jezu, nie możesz po prostu odpuścić?
- Myślę, że tam będą same pary. I też
chciałbym się wszystkiego dowiedzieć.
- Nie chciałbyś!
- Dlaczego?
- Bo to są straszne rzeczy!
- Na pewno nie są takie straszne.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. - Natalia
spojrzała na niego, czerwona i rozmazana, a Tomek zdziwił się, jak szybko
potrafiła przeistoczyć się z Wolverina w sierotke Marysię.
- Kochanie, przejdziemy przez to razem. -
Dotknął jej ręki, ale wyrwała ją i rozbeczoliła się na amen, a po chwili
podniosła wzrok i zakończyła wszystko szach matem:
- Jeśli kiedykolwiek jeszcze chcesz iść ze mną
do łóżka, nie możesz tam ze mną iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz