piątek, 25 września 2015

20. Trzydziestolatki i czarna dziura.

- Nie mogę uwierzyć w tego pedała. - Alicja przetarła oczy, rozcierając czerń minionych rzęs po obliczu pełnym porannych frustracji. - A ty co w ogóle taka spokojna jesteś?
- Nie wiem, staram się. - Natalia zaczęła czuć, jak jej koleżanka włącza agregatory do produkcji  energetycznej czarnej dziury.
- Nawet smsa nie przyśle kutafon. - Telefon poszedł w ruch. - Wywalę go chyba z fejsa, no nie?
- No wywal.
- Albo nie, kurwa, napiszę chujomendzie, że karma wraca.
- Daj spokój, po co będziesz w ogóle pisać do niego i się denerwować, przecież i tak ci nie odpisze.
- No kurwa nie zostawię tego tak, nie rozumiesz?
- Nie. Jajecznicę chcesz?
- Nie mogę jeść, ściśnięte mam wszystko w środku. Zobacz jakie on ma zdjęcia w ogóle, co za wał. Kurwa skomentuje mu. - Alicja wpadała w nerwowe wibracje. Czarna dziura powiększała się, tworząc ledwo wyczuwalne podciśnienie.
- Idę z psem.

Trzydziestolatki boją się czarnych dziur. Nie rozumiały ich w podstawówce i nie rozumiały w liceum. Zrozumiały niedawno. Jednak rzecz jedna znać teorię, a całkiem gorsza druga rzecz, to się umieć przed nią bronić. Czarne dziury bowiem atakują szczególnie kobiety samotne. Te, które już i tak mają pod górę i zwłaszcza te, które mają połamane serca. Takie, które całą energię zużywają na depresje, zapominając o agresywnych prawach fizyki.

W mieszkaniu czuć już było delikatne drgania mebli, a kurz unosił się niczym szara poświata zagłady. Alicja zdążyła spalić 3 papierosy, i w samej koszulce trzęsła się nad telefonem.
- Nie uwierzysz. Hulk wrzuca sobie fotki z nową dupą!
- Alicja, musisz przestać.
- Kurwa specjalnie robi mi na złość!
- Mówiłaś, że się z nim już nie spotykasz.
- No bo się nie spotykam, ale co to ma do rzeczy? - Roztelepała się.
- No to po co sprawdzasz, co on wrzuca?
- Taka jesteś kurwa mądra, już widzę, jak nie sprawdzasz Biga.
- Nie sprawdzałam od 2 tygodni. Leczę się.
- Co? - Alicja wygięła twarz w oszołomieniu, a kurz nad jej głową zaczął przypominać szary lej.
- Chodzi o to, że wytwarzasz taką jakby antyenergię. Czarną dziurę w sensie.
- Jak ty się niby leczysz?
- Czytałam o tym. Tak się dzieje gdy w małym człowieku zbiera się za dużo złej energii.
- Zajebiście.
- Hawking twierdzi, że gdy dziura jest odpowiednio duża i się kręci, to może zawierać przejście do innego wszechświata, z którego nie można powrócić. Do Mordoru.
Alicja mrugała jakby chciała wywrócić gałki oczne tyłem do przodu.
- Dobra, poddaje się, nie wiem, o co ci chodzi, ale zaczynasz mnie wkurwiać. - Stwierdziła w końcu. - Myślisz, że jesteś lepsza ode mnie, bo od dwóch tygodni nie pałowałaś się nad zdjęciami faceta który ma wyjebane na ciebie. Kurwa brawo!
- No brawo ja. Powiem ci szczerze. Ja nie chcę do orków. Ja się chcę z tego wszystkiego elegancko wypisać. Chcę wreszcie żyć normalnie. Wziąć się cieszyć drzewami, chmurami i że pada deszcz. Ja byłam kiedyś taką osobą cieszącą. Ja chce znowu jak kiedyś lewitować z podjaru, że jest wiosna.
- Jest jesień.
- Symbolicznie ci tłumaczę.
- A ja ci tłumaczę dosłownie. Na zewnątrz piździ. Od 3 dni leje kurwa, jest potop. Gluta jak nie wysmarczę, to mi zwisa do pasa. Codziennie budzę się i zastanawiam się, kto mi dzisiaj spuści wpierdol. Nie wiem do jakiej gazety dodawali w tym tygodniu "Fizykę dla opornych", którą widzę zainstalowałaś z sukcesem na swoim atari które masz zamiast mózgu, ale ja nie będę z tobą pierdolić o gwiazdach. Nie wiem po co sobie tych pierdół napchałaś do głowy, i rozumiem nawet, jeśli to jest twoja droga do radzenia sobie z problemami, ale ja nie mam piętnastu lat Natalia, żeby się podniecać, że wykułam coś na piątkę.
- Widzisz? O tym mówię. Jesteś coraz bardziej wściekła i sama się nakręcasz. To cię wciąga. I próbuje też wciągnąć mnie. Tylko spokój może nas uratować.
- Ja jebie! Kurwa nie dam rady. Spierdalam stąd, bo to mnie przerasta. - Alicja po raz kolejny zaczęła pakować się do sterty siatek. Wreszcie któraś z nich nie wytrzymała napięcia i rozpostarła się pod jej nerwowymi ruchami niczym tulipan. Alicja zaczęła łapać zygzakiem uciekające z niej artefakty, po czym stanęła bezradnie i rozłożyła ręce. - I przepraszam kurwa bardzo, że moja czarna dziura cię wciąga! - Wykrzyknęła.

Po pięciu sekundach Natalia ryknęła śmiechem, a Alicja płaczem. Naturalnym prawem wszystkich kobiet natychmiast wpadły sobie w ramiona by zamknąć obieg energii. Łzy tryskały z nich wbrew wszelkim zasadom fizyki, a one złączone emocjami, telepały się niczym oscylator harmoniczny.
Wreszcie opadły z sił i wzdychając ciężko zapaliły papierosy.
- Przepraszam. Wiesz jaką mam nerwówę ostatnio.
- Też przepraszam. Też mam.
- Wiem, przepraszam!
- Ja też!
- Ja też przepraszam!
- Ja też!

Westchnęły nieco uspokojone i zapatrzyły się na Pałac Kultury, majaczący w szarościach za oknem. Trzydziestolatki nie umieją chronić się przed czarnymi dziurami. Ale potrafią balansować na ich granicy jak królowe. Wiedzą lepiej niż Hawking, że pewne zdarzenia lepiej omijać szeroką orbitą. Doświadczenie nauczyło je, iż ich obserwowanie niesie wiedzę, ale również niebezpieczeństwo. Jeden ciekawski krok za daleko i zza horyzontu zdarzeń nie będzie powrotu.

- Przepraszam, od czasu twojego powrotu nie zapytałam nawet, co u ciebie. - Skruszyła się Alicja. - Wszystko dobrze? Poznałaś kogoś?
- No właśnie nie poznałam nikogo, więc dobrze.




wtorek, 22 września 2015

19. Trzydziestolatki, uprzedzenia i naleśniki.

- O, sobie zrobiłaś sanktuarium? - Alicja zwyczajnie zjawiła się w progu, z ilością tobołów budzącą lęk o przeprowadzkę.
- No, pooprawiałam stare zdjęcia.- Westchnęła gospodyni, wpuszczając  ją do środka.
- Oprawiłaś wszystkie jakie miałaś? Kurwa jak zmokłam. Wzięłam skuter, więc oczywiście musiał nastąpić potop. Sory, muszę się u ciebie wysuszyć, jadę potem do Omana.
- Omana?!
- No nie opowiadałam ci na razie, bo nie wiedziałam co z tego będzie.
- A już wiesz?
- Powiem ci, że po ostatnich naszych historiach, Oman daje nadzieje. Przede wszystkim nie jest stąd.
- O Chrystusie. A skąd?
- Chyba z Libanu.
- Z Libanu? - Alicja nigdy nie przestawała zaskakiwać. - Czyli już tu dotarli?
- Przestań! - Alicja wywróciła oczami. - On jest w połowie Polakiem, studiował medycynę w Krakowie.
- Lekarz z Libanu. - Natalia starała się opanować wytrzeszcz. - A jaka specjalizacja?
Jednak koleżanka zagłuszyła to pytanie suszarką do włosów.
- Muszę od ciebie pożyczyć odżywkę, strasznie mam poszamotane. - Ryknęła z łazienki.
- Poszamotane? To po arabsku? - Natalia wyjęła jej z szafki odżywkę.
- A krem jakiś masz? Strasznie mnie wysuszyło od tego skutera.
- No mam, może w termos ci dam, skoro cię tak wysusza. - Gdzie on mieszka w ogóle?
- Na Bielanach.
- Ach tak. Boję się spytać..
- No tak, jadę do niego, ale to już było dawno umówione. Poza tym to dobrze, że mnie zaprosił, znaczy, że nie ma żony.
- W każdym razie nie w tym mieszkaniu.
- Błagam, nie zaczynaj. Umaluj mi rzęsy, bo mi się ręce trzęsą.
- Będziesz teraz jechać półtorej godziny w deszczu, i tak cały tusz będziesz mieć pod nosem.
- Dobra, to muszę tusz wziąć ze sobą, oddam ci wracając. I weź mi daj jeszcze jakiś suchy podkoszulek.
- Jak go poznałaś? - Natalia z westchnieniem otworzyła szafę.- Jaki chcesz ten podkoszulek?
- Byle jaki, jakiś taki może ciemny fiolet, do paznokci. Tylko dłuższy, bo mam gacie nie teges.
- Przynajmniej jedna pozytywna nowina. To jak go poznałaś?
Alicja westchnęła zirytowana.
- Na Tinderze kurwa i co z tego?
- Jezu, pytam się tylko!
- Bo już widzę, że mnie zaczynasz oceniać!
- Pytam tylko!
- Ale pytasz agresywnie.
- Dobra, koniec pytań.
- Wiesz co, nie sądziłam, że jesteś taką rasistką.
- Co?
- Uchodźców też byś pewnie wyjebała wszystkich na zbity ryj prawda? Niech sobie wracają umierać do siebie. W ogóle w piździe masz wszystkich, tylko ty się liczysz i twoje rameczki na zdjęcia. Niech sobie zdycha cały świat, byle tobie nikt nie zabrudził mieszkania! - Alicja rozdzierała się na sto kawałków, ładując do torby kosmetyki Natalii i nerwowo przepakowując sto kilkanaście pakunków upchanych gęsto w korytarzu. - Wiesz co, zawiodłam się na tobie.
- Acha. Ale na mnie, czy ogólnie na białych? - Natalia jeszcze próbowała zażartować, ale odpowiedziało jej trzaśnięcie drzwiami.

Telefon rozdzwonił się po czterech godzinach, a w telefonie rozdzwonił się szloch. Początkowo nieśmiały, badający, cichutki.
- Mogę ci teraz odwieźć ten tusz, jak ci zależy.
- Faktycznie zależy mi. - Natalia już zasypiała, ale postanowiła nie być rasistką. Wtedy szloch się rozgłośnił. - Wiesz, że mam teraz taką nerwówę! Wszyscy mnie atakują z każdej strony. Bank postanowił kurwa pozbawić mnie środków do życia. Ojciec kurwa wiecznie mi prawi morały, a nie ma pojęcia o życiu. Zamiast mnie wspierać,  wszystkie przyjaciółki się na mnie uwzięły. Zawistne larwy objuczone bachorami. Myślą, że strupy na cyckach to są kurwa problemy. A kto im kazał dzieci rodzić? Wszystkie kurwa na utrzymaniu mężów. Ciepłe posadki, pakiety medyczne, wieczorem serialik, a w niedzielę do Ikei na klopsy. Nikt kurwa nie rozumie, jak to jest walczyć każdego dnia o przetrwanie! Z państwem które cię okrada. Z korpokutasizmem, gdzie idiotka łazi za mną po tych korytarzach, całych w kurzu i roztoczach, i czeka tylko, żebym się wypierdoliła. Dupodaja szefa, co mnie nienawidzi bo mam własne zdanie i cycki. Wszystkie w pokoju niedorozwinięte jamochłony, jak z fabryki lalek, co jak je położysz to zamykają oczy i rozkładają nogi. Nienawidzą mnie, bo nie kuśtykam za nimi w szpilkach jak flaming i nie gadam o kremach. Ze strażą miejską się muszę szarpać, bandą półdebili, która mnie śledzi. Czekają tylko, aż na chwilę gdzieś zaparkuję, żeby mi auto podpierdolić. Z sąsiadami, którzy wydzwaniają do spółdzielni, że z mieszkania śmierdzi. No jak kot chory sika, to śmierdzi, ja pierdole, tępe stare klępy. Wieczne na mnie patrzą tymi szparoczami powysychanymi i łbami tak kiwają, jakby im miały poodpadać  te puste purchawy wypchane naftaliną. A w kieszeniach zasuwają paluchami te swoje koraliki, memlą coś pod wąsem i myślą że Jezus je zabierze do nieba. Oby się wodą święconą potruły. Zacofane całe społeczeństwo, patologia na każdym rogu. Warszawa obsrana, banda skurwysynów i złodziei. I jeszcze ci faceci skurczywory, dno bezdenne.
Natalia westchnęła.
- Co się stało?
- No kurwa, to co zawsze. - Szloch  się przemienił w głuchą syrenę. - Nawet wina nie kupił jebany brudas. Wszyscy tacy sami. Mieszkanie puste, widać, że wynajęte. Nie wiem tylko, czy na dziś, czy na regularność. Materac tylko na środku i telewizor, a on do mnie, żebyśmy porozmawiali na golasa. Kurwa. A na imię nie miał Oman, tylko Roman. - Alicja dostała zapaści.
- Jechać po ciebie?
- Nie, jakoś się doturlam kurwa, ciągle pada.

Trzydziestolatki nie żywią urazów. Wiedzą już, jak wyczerpująca nerwowo jest codzienność. Nie mówią, a nie mówiłam, bo wszystkie już wszystko powiedziały. Pomagają sobie, bo wiedzą, że los się odwraca jak kot i ogon. Dziś ktoś inny zrobił głupotę, jutro zrobisz ty. Nie śmieją się z cudzego nieszczęścia. Wciąż usiłują śmiać się z własnego.

Koło 3 w nocy Alicja rozsypała się znów w przedpokoju.
- Muszę pożyczyć znowu podkoszulkę. - Jęczała, zmazując tusz z policzków. - Skurwysyn chyba nawet nie jest lekarzem. Pazury miał brudne jak rolnik. Kurwa sama zostanę rasistką.
- Nie zostaniesz, masz za dobre serce. Ja też nie zostanę, bo za bardzo lubię różnorodność. Mówię ci że to klątwa tego miasta. - Natalia wyjęła wino z lodówki i dwa kieliszki. - Nie wiem czemu przyjeżdżają tu wszyscy i zamiast wzbogacać tą armię klonów o swoje regionalne dziwolągstwa, to za wszelką cenę starają się wtopić w ten bulgocący kompost. Gdzie są kurwa wszystkie góralskie sukienki, ja się pytam, i te dziwne sandałki z cepelii? - Wyjęła z szafy ciepłą bluzę i podała koleżance. - Czemu tu nie przywiozą oscypków? Gdzie te kujawiaki, haftowane serwetki, wycinanki łowickie. I te słowne smakołyki? To drzwi zakluczanie, przycisków naduszanie, brzegi wychamrane? Połykają ten swój język jak się połyka przeterminowany twarożek. Szybko, to może nie zaszkodzi.
- Ta. Miasto im daje pracę, to oni też mogliby dać coś miastu.
- Jakąś uczciwość może z Małopolski, jakąś lojalność z Kaszub? Może wiarę z Lubuskiego? Jakąśkurwakolwiek oryginalność?
- Dokłanie.
- A tak, najadą z Pytelkowa, Grajdłkowa i innych Klopsogrodów i zaraz się w tłum wtapiają i rozlewają po ulicach jak różowe szwadrony samozagłady.
- Pałac Kultury ich przyciąga i zmienia. Nocą wysyła im sygnał do mózgu. Mija rok, i wszyscy już poubierani jak Dawid Windziński, w swoich domach na kredyt, oglądają Taniec na kłodzie.
- Albo biegają po klubach polewać się szampanem.
- Albo kupują miętowe rowery z koszami i jadą jeść rogaliki pod tęczą z plastiku.
- Spójrz na to miasto. Cały kraj je rozdrapał na strzępy.
- Wiem kurwa, bo codziennie próbuję się przedostać Puławską. Przekrój wszystkich województw  tam stoi i miota w siebie życzeniami śmierci. Zamiast na rowerach czy skuterach to się korkują tymi limuzynami, bo przecież przyjechali tu wszyscy wygrać.
- Ja to bym chętnie tam do nich. W drugą stronę. Jedzenie prosto od krowy i wiatr we włosach. Tylko bym nie śpiewała że to moja wioska i moje kolorowe sny i marzenia i wszystko w tej wiosce moje.
- Od czasów Czekając na sobotę, ja się zatrzymuję tylko na stacjach benzynowych.
- To ty jesteś rasistka.
- Też jesteś. Chcesz naleśnika?
- Skąd masz?
- No przecież nie jechałam do Omana z gołymi rękami. Całą noc smażyłam.
- Czyli pokazałaś klasę. Daj.


Trzydziestolatki przegrywając kolejną bitwę, potrzebują naleśników. Chciałyby nie jeść w nocy, ale muszą. Używają więc mąki żytniej, by zmniejszyć poczucie winy. Dziś jeszcze zagryzą ściekające łzy, ale jutro wstaną do walki z pełnymi brzuchami. Znowu spróbują przetrwać. Nie zrobić sobie krzywdy. Nie żywić urazy i zakochać się w Warszawie. 


środa, 16 września 2015

18. Trzydziestolatki i retro blues.

Natalia odłożyła swoją nową lepszą samotność o jeszcze jeden dzień. Zasnęła w domu człowieka, zarabiającego na byciu ludkiem, złożonym z sześciu prostopadłościanów.
- Powinnaś zacząć w to grać. To jest totalnie w twoim stylu. - Uświadomił ją Marek.
- Marnowanie czasu na fluorescencyjną nierzeczywistość jest jakby na innym biegunie, niż moje zainteresowania.
- A czym innym jest nie kończące się taplanie się w przeszłości, którą nazywasz kolorowym światem, który przeminął? W PRLu było wszystko kanciaste i z brokatu, a gdybyś tylko mogła, przeniosłabyś się do niego pierwszym napotkanym teleportem. Ta gra na stówę wyrządzi ci mniej szkody, niż te autoudręki, że super były pewexy i grzałka. - Podsumował i odpalił szósty wymiar, a na twarzy wyświetliły mu się wszystkie kolory z krainy fantazji.

Trzydziestolatki potrzebują poczucia bezpieczeństwa. Kotwicy, łączącej ich z czasami beztroski. Szukają jej, by móc zasnąć samej w czterech ścianach, by móc każdy dzień zastąpić następnym, by ostatniego dnia grudnia próbować upić się z uśmiechem. Potrzebują swojej bajki na dobranoc. I potrzebują powodów do szlochów.

Następnego ranka Natalia poczuła, że jest na fali. Drzemiąca w niej do tej pory, ukryta głęboko w zwojach chęć do życia, nagle przebudzona, krzyczała aby dać jej wolność. Jej mieszkanie, jej schowek przed światem, nagle zapragnął odświeżenia. Załatania dziur, przemycia płynem do higieny intymnej ust i wypiaskowania nalotu. Pies krzyczał, że chce posłanie prawdziwe ze sklepu dla psów rasowych, a nie podszywaną, jak naleśnik cienką, poduszkę babci. Wanna krzyczała o sylikon w odświeżającym kolorze mięty. Zmywarka krzyczała o spa. A ubrania wszystkie zapowiedziały, że będą się cięły. Natalia przyjęła te skargi, ze świeżo odkrytym spokojem wewnętrznym, wynikającym zapewne  z czakr odblokowanych całonocnym naświetlaniem fluorescencją , oraz sennym pomieszaniem zmysłów. Przeszłości z tymczasowością. Rzeczy kanciastych z obłymi do wyżygu. Modnych z dawniej modnymi, na które moda wróciła i przeminęła, kołem się przetoczyła i zwariowała.  Tęcz różowości z czernią nocy jak smoła czarną. Korowodu ciał niesień, duszy upadków, tęsknot  i wszelkich wewnętrznych bibelotów. Pustki z nadmiarem. Braku z przepełnieniem. Generalną degrengoladą wartości. Napromieniowała się  Minecraftem aż po uszy duszy i postanowiła głosem pewnym i dobitnym zakończyć sposób na życie, złożony z żali i tęsknot nieuciszonych.  "Dosyć tego"- rzekła na głos.

"Czemu tak polepiłam plastrami, w reklamówki zapakowałam, szczelnie pozawijałam, udusiłam?"-  Z pawlacza zdarła czarne jak otchłań pogrzebowe wory, wypakowane zdjęć rozlicznością. Zapragnęła je uratować. Pokochać jak mama zaakceptować i pooblekać w ramki. "Będę na nie patrzeć, będę nimi sycić zmysły. Będę się moim dorastaniem szczęśliwym onanizować. "

Pierwsza z wora wynurzyła się mała dziewczynka w za dużej kurtce z RFN, wystraszona do kości na Trafalgar Square. Tak bardzo bała się, że zgubi resztę wycieczki, że prawie się wówczas nie rozglądała. Zaraz za nią nieco odważniej dziewczynka w szpilkach z bazaru. Zakończenie roku szkolnego. Sama dzień wcześniej obcinała sobie grzywkę, która sterczała teraz niczym krzew bonsai, a jej ówczesny chłopak nie chciał sobie zrobić z nią zdjęcia. Za chwilę znowu ta mniejsza. Może dziesięć lat. Wisi do góry nogami na trzepaku. Długopisem zamalowała sobie majtki, bo koleżanka się śmiała, że widać jej kino. Całkiem mała, na pierwszych koloniach w Międzylesiu. Jedzie na wycieczkę zobaczyć Pałac Kultury. U dziadków na działce. Zbiera porzeczki. Babcia ją straszyła, że jak będzie biegać, wpadnie do kompostu i nikt jej nie znajdzie. Holandia. W za dużych adidasach po koledze. Wstydziła się w nich chodzić, bo śmierdziały. W tle wiatraki. W domu z rodzicami. Pije symboliczny centymetr szampana. Nie pamięta za co. Znowu mała. Stary Ursynów. Odrealniony. Niedzielne spacery na miejsce katastrofy lotniczej. Koniec pierwszej klasy. Ze świadectwem w fotelu z wikliny. Okulary zaklejone po bokach plastrami. W tle palma w donicy. Koleżanka mamy z pracy kiedyś jej powiedziała, że w tych palmach mieszkają gigantyczne pająki. Pierwsza komunia. Kościół z dykty. Wszędzie błoto i tona koronek. Preludium do ślubnych koszmarów. Tęcza z okna w mieszkaniu, gdzie w soboty rano zawsze pachniało kanapką z ogórkiem. Z psem na linoleum. Chciała być, jak Natalia Kukulska.  Szkolna wycieczka w liceum. Siedem dziewczyn na koturnach. Wszystkie przeszczęśliwe, pewnie pijane. Osiemnastka. Spodnie w skórę węża. Bordowego. Chłopak nie zadzwonił bo grał w Countera. Turcja. Basen. Już nie pamięta kto robił zdjęcie. Znowu mała. Czarno biała. Stoi  w kapuście. Ścieżki między grządkami były wąskie, a w roślinach pełzały robaki. Stonki i mszyca. Babcia je topiła w słoiku. Pierwszy wyjazd z chłopakiem. Jedyne zdjęcie. On stoi odwrócony. Ale sekundę wcześniej ją trzymał za rękę, mogłaby przysiąc. Studniówka. Czerwona sukienka i obniżone z zachowania. Hel. Jedno z najwcześniejszych. Zakrywa ręką czoło, bo ma pryszcza. Z przyjaciółką z podstawówki pod blokiem. Obiecały się razem zestarzeć. Pod namiotami. Kiedy jeszcze szkoda było nocy na spanie. W Portugalii. Ostatni wyjazd z rodzicami, pierwszy z celulitem. Marika. W dżinsach, martensach i z plecakiem na stelażu. Jechały na cztery dni na wieś. Jedne z lepszych wakacji. W Egipcie na wielbłądzie. W Tunezji na lotni. Sylwester w Zakopanem. Znany tylko ze zdjęć. Pierwsze Livigno. Za duża deska,  za małe buty. Wesele Agnieszki. Mnóstwo łez. Gwiazdka u Babci. Monopol i kaseta z Lambadą. Młodzi Rodzice. Fiat 126p. Kiedy go sprzedawali płakała, jakby ją rozdzierano na pół. Rysy. Ojciec robił zdjęcie Zenitem. Nie pozwalał nikomu go dotknąć. W Dębkach z rodzicami. Kiedy jeszcze nie były modne. O osiemnastej zero zero, cała plaża się zbierała w świetlicy oglądać Dynastię. Z kolegą z dzieciństwa. Budują z Lego stację kosmiczną. Tego samego wieczora pierwszy raz oglądała Niekończącą się opowieść. Pięć lat później obejrzeli razem pierwszych Przyjaciół.


"Oto, jaka jestem - pomyślała, zarzucając nerwowo brwiami. - Nie chcę być inna. Dwudziestolatki nigdy nie zrozumieją, co znaczyło dzieciństwo na podwórku, ani papierowe pocztówki. Ja mam w tym worku coś, co zniknęło z powierzchni Ziemi, niczym dinozaury.  Muzeum  rzeczy prawdziwych. Wydarzeń opowiadanych przy trzepaku. Emocji sączonych w papier.  Przyjaźni  pieczętowanych śliną. Mam tu muzykę krzyczącą prosto w serca. Mam przedmioty upragnione, wyczekane, kupione za obcą walutę. Mam smak nie pryskanych pomidorów, i zapach lata zamknięty w Visolvicie.  Kolekcje szkiełek i nalepek, zdartych z meblościanki. Mam małpkę ssącą ksiuk. Nie mam kurwa pojęcia dlaczego. Jeśli świat z wiekiem musi tak płowieć, niech przynajmniej mi zostawi Koralgola. Przejmuję kontrolę nad tym statkiem. Zapalam wszystkie neony, niech mrugają jak wielka kosmiczna latarnia. I wyznaczam nowy kurs w przyszłość w kolorach retro blues. "



piątek, 11 września 2015

17. Trzydziestolatki, remanent i przyjęcie towaru.

- Siemasz dziecinko! - Marek przywitał Natalię uśmiechem od ucha do ucha i fartuchem ubabranym w keczapie. - Daj, pomogę Ci z tymi torbami.- Napiął się błyskawicznie jak xman. - Jak wróciłaś?
- Pociągiem.
- Dlaczego?
Natalia umęczona podróżą osunęła się na kanapę przyjaciela i przytuliła psa.
- Jak się sprawowała?
- Jak anioł. - Mrugnął. - Ale serio, czemu pociągiem?
- A czemu nie?
- Ten twój cwaniak miał przyjechać?
- Nie mój i nie przyjechał.
- Klasyk, olej piździolca, zrobię ci jedzenie.
- Nie chcę ci robić kłopotu.
- Przestań. Opowiadaj jak inne romanse. - Marek siekał warzywa jak artysta.
- Nie ma romansów. Dość. Pozbyłam się większości nieudaczników.
- Został tylko Pan Wieczny Zanęcacz?
- Ciężko wykasować z życia kogoś, kto już się sam wykasował.
- Jeszcze zatęskni kutafon. Odpisałaś mu na tego smsa nad morzem?
- Zwariowałeś? Masz mnie za nowicjusza?
- Brawo. A jak ty się czujesz?
- Kurrrde powiem ci, że mam wenę. Nowa ja. Tylko się boję.
- Czego się boisz? - Marek popisywał się wymachując patelnią. - Ty się nie bój nic maleńka, ja ciebie obronię przed całym wszechświatem.
- Błagam przestań. - Natalia przyjrzała się chłopakowi smażącemu dla niej cebulę. Nie był specjalnie urodziwy. Nie był ani wysoki, ani choćby postawny. Nie miał tej cudownie poszerzonej szyi, ani wielkich męskich dłoni. Ani szczęki wysuniętej, ani zarysowanej nawet, ani zarostu. Ani błysku w oku ani bynajmniej pośladków. Ale miał coś lepszego. Kosmiczną pewność siebie i absolutny lep na baby. Na wszystkim znał się po trochu. Na  samochodach, na sportach, na astronomii i na gotowaniu. Tak zwany pakiet podstawowy. Natalia sama wysłuchała przypowieści o dylatacji czasu, kiedy pierwszy raz się spotkali przy barze. A potem nie poszła z nim do łóżka i tak się zaprzyjaźnili.
- Boję się, że jak tu wrócę, wszystko się zacznie od nowa.
- Syngieliza Patologica Warszawska?
- Muszę to jakoś zaakceptować.
- Tego się nie da zaakceptować maleńka. Możesz to tylko ignorować. Jak zaakceptujesz, wsiąkniesz w to i przestaniesz się od tego odróżniać.

Marek, Król You Tuba, władca umysłów i kobiecych serc, najgoręcej subskrybowany gracz w coś tam, bohater narodowy w kategorii do lat 18tu. Był tym szczęściarzem, któremu wszystko się udawało. Wszystko przychodziło z łatwością. Z wdziękiem lawirował między byciem debilem i ekspertem. Gwiazdą i outsiderem.

- Odetnij się od tego. Nie masz psychiki, żeby iść na wojnę. Zjedliby cię. Voila! Delikatnie podpieczony kozi ser na grzance na sałacie z malinowym winegret, posypany prażonymi orzechami makadamia. - Podsunął jej pod nos tajfun warzyw.
- Jak mam się odciąć? - Natalia dostała wytrzeszczu kubków smakowych.
- Przede wszystkim wyeliminuj czynniki depresjogenne.
- To znaczy?
- To znaczy wszystkie te psychopatki, którymi sie otaczasz.
Natalia roześmiała się, aż winegret jej popłynął po brodzie.
- Nie ma się co śmiać. Jak bym ja codziennie wysłuchiwał opowieści z piekła, dźgałbym się niczym opętaniec. W ogóle weź wypierdol połowę tych panienek, jak wypierdoliłaś kolesi. Baby są gorsze od najgorszego gościa.
- Uważaj co mówisz.
- Mała, facet jak jest chujowy to najwyżej nie ogarnia. Spierdoli coś, trochę albo w chuj bardzo. Potem wymięknie, nie zrozumie nic i ucieknie. Pewnie nigdy się do tego nie przyzna i nigdy nie odezwie. A baba? Baba ci zrobi taki dżihad, że odechce ci się żyć. Będzie cię śledzić, pisać, dzwonić, ubliżać w smsach, mailach postach, kurwa wszędzie gdzie zdoła, gołębia ci pośle z listem. Gównem cię wymaże przed znajomymi. Swoimi, twoimi i znajomymi znajomych. Podkopy, zasieki, miny będzie ci podkładać, obóz rozbije tylko po to, żeby ludzi do niego przeciągać. Dupy da wszystkim twoim wrogom. Będzie pluć jadem, sączyć żółć, krew upuszczać, patroszyć cię po kawałku. Energię nuklearną zacznie produkować, z kosmosu ściągać, pogodę ci spierdoli. Znajdzie obce cywilizacje i z nimi pakt zawiąże przeciwko tobie. Znajdzie twoją aurę i jej też dopierdoli. A na koniec się  wysadzi pod twoimi drzwiami, tak żeby ci całą klatkę schodową ujebało jej flakami. - Marek ucieszył się jak mały chłopiec. Sam zrobił sobie burgera i frytki, a teraz usiadł koło Natalii i zaczął jeść, a wszystko kapało mu na spodnie. - I tak dzwonią do ciebie albo zjeżdżają się tam i ci ględzą dzień i noc o wszystkich bólach dupy. Że faceci są chujowi, świat jest niesprawiedliwy, koleżanki zawistne, grube albo chude, że były to chuj, na siłowni śmierdzi, że nie ma chajsu, że są stare, że nie ma miłości, że deszcz, że korki, że światowa patologia.
- Ty chyba nie przepadasz za kobietami co?
- Bo ile razy w kółko można pierdolić to samo. Zawsze się boję, jak u ciebie siedzą, że skoczycie w końcu razem z okna. A już na pewno weź olej tą tępą srakę, co tak w kółko cię na melanż ciągnie.
- Ale ona tak z dobrego serca!
- No ja wiem, i jak u niej spałaś to też zawsze z dobrego serca dwóch facetów ściągała na chatę, bo jednego dla ciebie.
- Ale zawsze mi proponowała, że mogę wybrać pierwsza.
- Czyli również uczynna.- Marek zamrugał z wdziękiem. - A ta taka ważna? Pani doktor, czy dentystka czy chuj wie co. Co nigdy nie odbiera od ciebie telefonu?
- To co z nią?
- No nigdy nie odbiera od ciebie telefonu!
- No dentystką jest, to może robi coś akurat boruje.
- I całe życie tak boruje? Bo jak ją w klubie widziałem to nie borowała. Za to miała chyba ochotę, żebym ja ją wydrylował.
Natalia skrzywiła się.
- Na prawdę tak mówisz na seks?
- Mała, ja jestem poetą i mówię jak chce. Ja jej mogę nawet powiedzieć, że ją przeoram, a ona i tak na mnie wskoczy. - Marek pompował się w internetowym stylu. - Ale spokojnie. Nie umoczę w jędzy, która źle mi traktuje moją najlepszą koleżankę.
- Ona mnie nie traktuje źle. Ona mnie w ogóle nie traktuje.
- Dziecino. A nie zastanawiałaś się dlaczego przestała odbierać?
- Twierdzi, że nie ma czasu.
- Proszę cię, zwyczajnie pensja jej wzrosła, a ona odleciała do krainy nieodbierajek. Nie może się już z tobą zadawać, bo jeszcze zechcesz przyjechać swoim samochodem i niedajbóg zaparkujesz koło niej. Nie masz torebki za grube bańki, pewnie nie masz w ogóle żadnej i sama swoimi rękami malujesz sobie paznokcie. Dla niej to absurd.

Natalia zamyśliła się. Trzydziestolatki wiedzą już, że najgorsze zmiany wychodzą im na dobre. Wszystko przemija, a przywiązanie to najgorszy doradca. Kolejne ciosy potrafią już przyjąć na tarczę. Troszkę może popłaczą pod kołdrą, ale też już znowu nie aż tak bardzo.

- Kto jeszcze? - Natalia kończy sałatkę cud i odstawia pustą miskę na stolik.
- No brawo! - Marek się śmieje, a tłuszcz płynie mu po brodzie niczym powódź. - Te kurwę taką ładną weź odstaw.
- Kogo?
- Tę taką o niewinnej fizjonomii. Milusińską taką, co zawsze popiskuje jak jorczek jak cię widzi, a jak cie nie widzi to opowiada, że jesteś brudaską.
- Milena?!
- O! Milena! Właśnie. Jezu tę to rypałbym. Obraziłabyś się? Ja bym ją tak rypał ze złością.
- Co jeszcze mówi?
- No różne takie - Marek się zadławia co i rusz frytkami, ale temat mu się klei jak złoto, więc się rozkręca. - Zazdrosna jest jak piekło. Wszystko czego nie ma sama, nienawidzi. Więc pracując w domu dziczejesz, tylko w dzień pracujesz więc jesteś leniwa, a że się nie malujesz jak Majka Jeżowska, to też jesteś zapuszczona. W ogóle to jesteś dziwadłem, a piegi są chujowe.
- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?
- Bo ty się zawsze wszystkim przejmujesz. Teraz też będziesz przeżywać. A ja się na niej zemszczę, obiecuję, może nawet kilka razy.
- Nie mów mi takich rzeczy.
- Dla mnie sprzedawanie ideałów za chajs to też dawanie dupy. A ty sobie to nazywaj jak chcesz. Prawda jest taka, że czepiłaś się tych tępych dzid i pozwalasz się dymać aż po gardło.
- Przestań. Zapalić muszę.
- Ktoś ci to musiał w końcu powiedzieć. Wyjebałaś facetów bez mrugnięcia okiem, a nad laskami się spuszczasz, jakby były ze złota. Uwierz mi, że żadna z nich nie sra diamentami. Choć tak się zachowują.
- Nie ma ani jednej wartościowej według ciebie? - Natalia stanęła przy oknie i odpaliła papierosa. Znów poczuła jak drżą jej palce.
- No jest kilka. Na pewno Agnieszka. Co tutaj nie mieszka. Nie znam zresztą wszystkich tych twoich gwiazd.
- A jeśli się mylisz?
- A myliłem się kiedyś? Jak ci mówiłem, że ten były twój paździoch cię zdradza, nie spełniło się?
- Nawet dwa razy.
- No to zrób z tym co chcesz, ja ci mówię, że tam mało jest szczerości. Marika z Justyną następne. Jak je spotkałem ostatnio na mieście, to ta jedna czerstwa koza kazała mówić do siebie Dżasti.
- Jak to je spotkałeś na mieście?
- O, to tego też nie wiesz? Połączyła je miłość do tego śpiewającego maszkarona. Latają za nią jak dwa przydupasy. Akurat je przyciąłem jak tamta panna coś tam śpiewała te swoje wieśnuty, a te dwie stały na backstagu i myślałem, że zaraz tą szybę oddzielającą od sceny będą lizać.
- Marika nigdy taka nie była.
- Ale jest. Dziecinko. To miasto zmienia ludzi. Zastanów się, po co ci to? Ja wiem, że ty sobie trylion lat żyłaś z tym swoim typem. Księciem z bajki to on nie był, ale był. Kisiliście dupy w domu oglądając Przyjaciół, a w tym czasie świat się zmieniał. Aż wreszcie pogoniłaś go i myślałaś, że wszystko jest ciągle jak w ogólniaku. A tu niespodzianka. Wyszłaś do ludzi i doznałaś mentalnego wpierdolu.
Natalia westchnęła.
- Chciałabym żyć jak Kossakówna.
- Nie znam osoby.
- Jak córka Kossaka. Jerzego. Całe życie przemieszkała w lesie z dala od ludzi.
- Weź nie pierdol. Gdzie ty chcesz w lesie mieszkać, jak ty się pająków boisz. Bez dramatyzowania proszę. - Marek przełknął ostatnią kroplę tłuszczu, zgarniętą długą miękką frytką i wytarł usta rękawem. - Sprawa tak wygląda. Przestajesz się przejmować pustakami. Przestajesz wspominać, że super było kiedyś, jak byłyście młodsze, a dziewczynom się jeszcze priorytety nie pozmieniały. To było fajne, możesz sobie wkleić do pamiętniczka. Ale za przeproszeniem, masz już swoje lata dziecinko, chyba już czaisz, że różne rzeczy przemijają i przychodzą nowe. Zrobiłaś remanent w znajomych? To teraz możesz zrobić przyjęcie towaru.





piątek, 4 września 2015

16. Trzydziestolatki i szukanie Jezusa.

Kończące wakacje spływają po rozgrzanych kwaterach, po nogach, po cukrowych watach. Ludzie jeszcze się tłoczą, jeszcze się depczą po peronach. Jeszcze latawce nad zatoką, jeszcze ostatnie gofry, jeszcze czas. Natalia chwyta godziny przesączone lenistwem. Marszczy lekko czoło, żeby nie dać im uciec. Zamyka oczy. I czuje, jak wszystko wokół delikatnie drga. Zmienia kształt. Wiruje od ciepła i wspomnień. Coś ją wypełnia i łaskocze od środka. Coś w niej szuka swoich miejsc i znajduje. Jak fala gorąca rozpełza się po ciele. Lata przepływają przez nią, a ona je czuje każdą komórką. I na raz cisza i na raz muzyka, i młodość i starość i lata pogoni zlane w jeden lepki dzień. Natalia chciałaby je dotknąć, choćby koniuszkiem palca. Naznaczyć swoim kodem papilarnym. Przywiązać do siebie. Bo wszystko na raz jest daleko i blisko. Wszystko na raz jest jej i niczyje. I ciężko jej przyznać, że trzyma je w sobie kurczowo, i że się boi. Rozprostowuje palce powoli. Puszcza na wiatr śmiech i łzy. Wypuszcza siebie milimetr po milimetrze i żegna.

Chyba mam wizję. Albo objawienie. Albo rozszczepienie świadomości. - Zapisuje w dzienniku strumień odkryć. Kusi ją, żeby przekartkować minione miesiące. Żeby się zaczytać w ropnych guzach sączących, psychozach i wydzielinach. Ale się powstrzymuje. - Czuję jak podniecona nastolatka, że będę teraz nowa ja. Będę wstawać rano i kłaść się jak biali. Szpinak jeść, magnez łykać, może spirulinę pić, albo chociaż sobie ponakładam na włosy. Kino, wystawy, spróbuję fryzurę podwijać na szczotkę. Rzęsy może tuszem. Kto wie, może pójdę na kurs. Czegoś. Sztuki współczesnej może. Albo flamenco. Pobiegam. Albo nie, bo wszyscy biegają. To na basen. I koniec z pszenicą. Przestaję się użalać. Ludźmi wkurwioną być. Pożyję do wewnątrz, co mnie obchodzą. I z daleka od klubów. Żadnego bywalcem bycia, boczkiem boczkiem, i do rana. Joga, koniecznie, z medytacją. Znajdę Jezusa, choćbym go miała sobie sama wyczarować. Koniec ze spaniem po ludziach, wracaniem po południu. Szczoteczką do zębów w torebce. Z zapychaczami czasu koniec, z czekaniem na smsa od debili. Z zemstą koniec i z żalem. Do kosza. Wszystko. I wieczorów niekończących się nocy z nieszczęść celebracją, depresji nakręcaniem, zalewaniem, topieniem. Tuczących przekąsek rakotwórczych koniec. Czipsów absolutnie. Robię notatnik z przepisami. Z internetu drukuję i wklejam. Nie odpisuję na zaczepki. Nie przyjmuję. Gotuję. I francuski odświeżam. Z psem do lasu. Codziennie. O 7. Orzechy. Dużo orzechów. Czija, goja i kokos. I nowa pościel. Bez roztoczy. Bez glutenu. Z redbulem koniec i hotdogami z Orlenu. A najpierw oczyszczanie. Wszystkiego. Jelita oczyszczę, wątrobę oczyszczę i psa. A potem corse, okna i zamrażalnik rozmrożę. Wykasuję telefony. Od razu. O, sms.

"W weekend cie odwiedze nad tym morzem malutka."

Przez chwilę świat się cały zatrzymuje. Woda przestaje falować, dzieci się przestają rozdzierać na pół. Cisza jak w kosmosie. I grawitacji brak. A potem ledwo słyszalny szum. Krew w żyłach. Puk puk, serce podejmuje pracę. I świat się na nowo wyłania z szarości. Natalia porusza kończynami. Wszystkimi wypustkami ciała porusza ze szczęścia, że to nie udar jeszcze. Zwykłe tąpnięcie serca, chwilowe zatrzymanie. Pan Big.

Panie Jezu, ja Ciebie znajdę, szukam, całym sercem Ciebie potrzebuję, abyś mnie prowadził. Ale póki Ciebie jeszcze nie znalazłam, znajdź mnie Ty, proszę, owieczkę swoją i mnie za ucho i ze sobą proszę. Nie pozwól mi zgubioną być. Nie pozwól mi na pastwę wilków i grzechów rozmaitych. Ja już zobacz, mam cały plan. I Ty w tym planie i ważne rzeczy. Ja chcę już ścieżką prostą świetlistą i serce dla Ciebie, nikt nie wart inny, sprawdzałam. Nie pozwól, nie pozwól mi na manowce. Na lodowe góry. Na słówka mięciutkie, jak wata cukrowa, nie pozwól mnie zwieść. Ja nawet do kościoła. Choćby zaraz. Tylko rzeczy spakuję. Nie wiem, czy można w japonkach, ale jeśli tam jesteś, w tym kościele, przymknij oko na japonek, na wszystko co minęło przymknij i mnie tam zaadoptuj do środka mnie wpuść.

Nie wpuścił. A może go nie było. Natalia z parawanem i całym majdanem różowości, utknięta na schodach Domu Bożego, poczuła znajome drżenie. Drzwi zamknięte, dzwonka brak. Usiadła by się uchronić przed upadkiem, przed atakiem rzeczywistości na jej osobę, jeszcze na to nie gotową i na urlopie, a potem przypomniała sobie o swoim planie. O swoim życiu nowym i nowej sobie. I z całym spokojem, jaki udało jej się zgromadzić w napromieniowanych słońcem komórkach, pozbierała swój różowy bazarek i ruszyła na naleśnika.

Wieczne roztrząsanie ogranicz mi Panie,
a światłość wiekuista niechaj mi świeci,
i mnie uchroni od dzieci.



środa, 2 września 2015

15. Trzydziestolatki, kolorowanki i poważne konkluzje. I Delorjan.

- Chyba dam sobie radę.
- Dasz na pewno. - Agnieszka biegała po pokoju jak człowiek pająk, z nieprawdopodobną orientacją pakując na raz trzy torby podróżne. Jej syn spał, córka kolorowała Elsę z Krainy Lodu, a mąż żegnał się z telewizorem. Natalia chciała jej jakoś pomóc, ale tylko chodziła za nią w kółko przeszkadzając. Wreszcie usiadła na brzegu łóżka, wystawiając się jednoznacznie na atak sześciolatki z kredkami.
- Ciocia malujemy?
- Ciocia rozmawia teraz z mamą. - Agnieszka czujnie dbała o komfort psychosomatyczny  przyjaciółki, nie przyzwyczajonej do kolorowania przez całą dobę.
- Dawaj te kolorowanke i mów mi szybko jakie kolory. - Natalia położyła się na brzuchu i bezwiednie zaczęła grzebać w kredkach. - Myślisz, że jest gdzieś koniec tego maratonu? Że w końcu zrozumiem, o co w tym chodzi? Odnajdę siebie, albo Jezusa, albo poradnik, jak przeżyć samej w Warszawie? A może przestanę się zastanawiać? Zajmę się tkaniem makatek lub ceramiką w Pałacu Kultury? Może powinnam wreszcie pojechać do tego lasu i siedzieć tam tak długo bez telefonu i mydła, aż zachcę wrócić radośnie, albo zostać tam i biegać na czworaka. Zdziczeć do kości, do mięsa, do ostatniej komórki. Może myślę za dużo? Może za dużo chcę? A może już czas na terapię? Może jak porozmawiam przez rok o rodzicach, to mi się mózg cały wyprostuje, rozplącze, a potem zwinie od nowa w dobrą stronę. Może to przez te seriale? A może to już schizofrenia? Warszawska psychoza endogenna? Może piję za dużo, albo za mało? Albo to może dlatego, że nie ćpię. Przecież to jeszcze nie menopauza do cholery! Oj, przepraszam.
- Ciocia wychodzisz za linie.
- Myślę Kochanie, że wszystko się poukłada. - Agnieszka wzięła się za katalogowanie zawartości lodówki. - Sama wiesz najlepiej, że nic się nie dzieje bez powodu.
- Nie wiem. To takie ładne usprawiedliwienie na wszystko. Ale co jeśli ja nigdy nie poznam powodu? Zużyję całą młodość na szukanie, i nawet się nie dowiem, czego szukałam. Zużyję siebie całą i serce i duszę umorduję i się obudzę kiedyś i nic już nie będzie we mnie. Nic nie zostanie.
- A czego ty kochana chcesz tak w ogóle? - Agnieszka usiadła na moment i popatrzyła badawczo na dwie kolorujące dziewczyny. Obie machające nogami. Obie językiem próbujące dotknąć nosa. Tylko jedna o 30 lat starsza od drugiej.
- Nie jestem pewna. - Wyznała po chwili Natalia.
- Ciocia, ciocia, sukienkę na niebiesko!
- A jak ci się wydaje?
- Chyba po prostu chciałam być szczęśliwa.
- Nie ten niebieski ciocia, ten!
- A co to dla ciebie znaczy?
- Nie wiem nawet, czy jeszcze pamiętam.
- Ciocia! To jest błękitny!
- Pamiętasz.
- To którym niebieskim tą sukienkę? - Natalia próbowała odtworzyć w głowie to efemeryczne uczucie sprzed lat, kiedy budząc się, nie miała skurczu szczęk ani żołądka. Kiedy wstawanie z łóżka tak nie bolało, a do zaśnięcia nie potrzeba było żadnych wspomagaczy. - Szczęście zawsze kojarzyło mi się z drugą osobą. Tak przyzwyczaiłam się je postrzegać. Szczęście było kiedyś, bo kiedyś wszystko było lepsze. Prawdziwsze. Prostsze. Pewne. Ja nie byłam taka zmęczona i cyniczna. Miałam siłę szukać wdzięków życia, zamiast jego wciąż przybywających zmarszczek i pryszczy. Dziś już chyba tak nie potrafię. Dziś musiałabym się tego uczyć od nowa.
- To się naucz.

Pięć minut później kolorowanka była skończona. Synek Agnieszki zaczął się budzić, a ona kończyła pakowanie.
- Czemu ty wszystko sama pakujesz?
- Wiesz co, jak wyjeżdżaliśmy z domu, umówiliśmy się z Marcinem, że każde spakuje po jednym dziecku.
- I co?
- I jak zobaczyłam, jak on to robi, to zrobiło mi się żal syna.
Natalia się roześmiała.
- Musisz zrozumieć, że życie na ciebie nie poczeka. Jeśli nie możesz czegoś zmienić, polub to. Jeśli nie podoba ci się Warszawa, wyjedź. Jeśli zdecydujesz zostać, zaakceptuj ją. A jeśli chcesz wracać dzisiaj z nami do domu, to musisz załadować się już, bo musimy ruszyć, póki mały śpi.

Trzydziestolatki nie wiedzą, co jest dalej. Oczywiście, że się boją. Są trochę dorosłe, ale trochę nie. Nie wiedzą, jak długo jeszcze dadzą radę rozciągać sobie młodość. Ale wiedzą, że nie dadzą rady w nieskończoność siebie szukać. Niewiele znalazły w klubach, kawiarniach i na jodze. Niewiele im dało permanentne wkurwienie i szlochy nad ranem. Połamania i zrosty, rozczarowania i nadzieje, wszystko to niosło je rzeką szlamu, aż nagle zapomniały, jak to było po prostu żyć. Natalia zdała sobie sprawę, że każdy dzień zmieniła w czekanie. Każdą noc w rozpamiętywanie tego, co minęło i żal. Walczyła, by nie być jak wszyscy, a została szeregowym żołnierzem generacji x. Bez autorytetów i celów. Bez sensu. Wymyślała sobie filmowe scenariusze i czekała na happy end. Przeszła długą drogę, ale nie potrafiła zrobić ostatniego kroku. Zejść na ziemię. Ostatecznie pogodzić się z samotnością. "Oni nie wrócą - pomyślała - żaden z nich. Pokładałaś w nich tyle nadziei, że żaden z nich nie mógł im sprostać. A ty? Każdego dnia się potykasz o wspomnienia. Jesteś pochodną Pewexów i Przeminęło z wiatrem. Popaprańcem z lat 90 tych. Chyba już czas. Chyba już czas wsiąść do Delorjana."

- Halo?
- No cześć. - Alicja w słuchawce nieśmiało starała się wysondować nastrój koleżanki, by zdecydować, czy może go zepsuć.
- No co tam?
- Ja pierdolę, już nie mam siły.
- A co się stało?
- Niby nic, ale kurwa już nie mogę. Ludzie są chujowi i pojebani. Kurwa ten kraj mnie wykończy, banda oszustów i złodziei. Zburaczały naród. Mam dość facetów. Pojebane, niemęskie pokurcze bez jaj. I te puste laski, kurwa nie mogę już patrzeć na tego facebooka. Wracasz jakoś niedługo?
- Wiesz co, jeszcze chyba trochę zostanę.