wtorek, 8 października 2013

To jest dokładnie tak.

Widziałam go oczywiście na fejsie. Jakieś siedemset razy. Ale na żywo to było zupełnie co innego. Na rękach swojego ojca wyglądał trochę jak zabawka albo artystyczny gadżet. I pierwszy raz w życiu zapragnęłam przytulić dziecko. Nie dlatego bo wypada, albo dlatego, że ono chce i głupio je odepchnąć, ale prosto z tego miejsca pod żebrami, gdzie coś zadrżało, rozpłakało się, dostało nagle gorączki i zwyczajnie zaczęło krzyczeć, że pragnie dotyku tych małych rączek i pergaminowej pachnącej skórki.
- Mogę go potrzymać? - zapytałam idiotyczne jak wszyscy.
- No pewno - odparł Wojtek i przekazał mi zawiniątko, jak się przekazuje paczkę z kieliszkami. Delikatnie ale szybko jakoś i nie specjalnie zgrabnie. A ja go wzięłam z przesadną ostrożnością i też jakoś krzywo i dziwnie. I wszystko było dziwne, źle zagrane, rozpadało się w głowach i w dłoniach, dopóki nie powąchałam główki tego dziecka i nie poczułam jak zatrzymuje się czas, ciśnienie opada, a dzieciak spogląda na mnie i wszystko zaczynam rozumieć. Wtulam go w siebie i siebie w niego i zamykam oczy w tym przylgnięciu całkowitym i on nie płacze. Za to płaczą moje oczy i Wojtek na mnie patrzy, całym ciepłem tego popołudnia mnie otula. Inny facet by już pytał, co mnie boli i co się dzieje, ale nie on. On zawsze więcej rozumiał, niż mówił.
- Chciałabym takiego samego - mówię w końcu, chyba bardziej do siebie i pierwszy raz na głos to mówię i nie boję się. Chyba. - Takiego małego mężczyznę bym chciała, tylko mojego, takiego serce z mojego serca i krew z mojej krwi i jego myśli splecione z moimi i jego los na zawsze połączony z moim. I to jest koniec - robię przerwę i zatapiam twarz w zapachu tego dziecka i tego popołudnia lepkiego i leniwego. Wojtek jeszcze nie jest pewny, co tak naprawdę usłyszał więc mruga gęsto i czeka na więcej moich słów. Ale mnie się nie spieszy, bo wiem już z całą pewnością, że widzę go ostatni raz. Ale zamiast na niego, patrzę na jego syna iluśmiesięcznego i czerpię od niego czystą energię jak z bezpośredniego źródła z kosmosu. A kiedy czuję, że to ujęcie zwyczajnie dobiega końca, oddaję Wojtkowi dziecko i kończę wszystko, jakby bardziej znowu dla siebie.
- Mogłam to robić twojej żonie bo na tyle już jestem zepsuta. Ale nie jemu.
- Ale to nie jest tak.. - wiem, że powiedziałby coś ładnego, bo zawsze mówił do mnie ładne rzeczy i nietuzinkowe, ale nie daję mu tym razem.
-To jest dokładnie tak - wypowiadam ostatnie zdanie i kończę wszystko, i tą scenę i cały film. Więc słońce zniżają za horyzont i oświetlają mnie z boku, na pomarańczowo.