wtorek, 15 grudnia 2015

26. Trzydziestolatki i diagnozy.

Nie było leżanki, ani paproci. Biblioteczki ze starymi książkami, ani odłożonych okularów w drucianych oprawkach. Natalia usiadła w ciasnym pomieszczeniu, przy biurku i po raz kwadronowy pomyślała, że życie to nie film.  Na korytarzu słychać było nieustające kroki, szepty, otwieranie i zamykanie drzwi i przewracanie stron kolorowych magazynów.  Gorzej niż u pipologa - pomyślała Natalia, a wtedy drzwi się otworzyły i sucha jak wiór pani psycholog usadowiła się na przeciwko.
- Zaczynajmy. - Zdecydowała. - Proszę powiedzieć, co panią do mnie sprowadza.
Natalia poczuła, jak się poci. Kilkaset razy przez ostatni tydzień opowiedziała sobie, co ją sprowadza, ale teraz poczuła się niedorzecznie. Była dość zdrowa, dość młoda, dość ładna i dość mądra. Miała mieszkanie, pracę, rodziców i psa. Żaden niedorozwój nie mieszkał już u niej na krzywy ryj, brudząc wokół siebie, śmierdząc i wyżerając jedzenie.
- Jestem bardzo szczęśliwa. - Wystękała więc z siebie na zachętę, ale nie zaznała z drugiej strony biurka cienia aprobaty. Westchnęła więc głęboko i postanowiła odważnie brnąć dalej. - Po prostu ostatnio miałam taki odrobinę cięższy czas. Dużo się działo i.. - Spojrzała w oczy pani psycholog, ale odbiła się od nich i zapadła w siebie jeszcze głębiej. Po co w ogóle tu przyszła? Przecież nauczyła się już wszystkiego. Sama żyje, mieszka, śpi, je, wstaje i zasypia. Pogodziła się z przeszłością. Zaakceptowała wspomnienia, otworzyła się na przyszłość, przeczytała mądre książki. Nauczyła się medytować, wizualizować, akceptować i robić asany. A jednak tu jest. Ciszą zapełnia mijające minuty i czuje jak jej się zbiera na płacz.
- Co takiego się wydarzyło ostatnio?
Natalia zebrała się w sobie, ale to pytanie było jak cios w wątrobę. Powiedzieć co się ostatnio wydarzało, to rozpruć wszystkie szwy, wsadzić paluch w każdą ledwo zagojoną ranę i wiercić nim do utraty przytomności. Wytłumaczyć, co się ostatnio wydarzało, to opowiedzieć więcej, niż całe wcześniejsze życie. To się znów rozłożyć na czynniki pierwsze, rozsypać bezładnie, rozebrać ze skóry, wypróżnić, wybałuszyć i spalić. Natalia poczuła, jak delikatnie wibrują koniuszki jej palców.
- Wolałabym opowiedzieć o tym, co przede mną. O tym, co  jeszcze potrzebuję w sobie przepracować.
- Dobrze, a więc zacznijmy od tego, co musi pani w sobie jeszcze przepracować.
Natalia westchnęła głęboko.
- Poranki. Najgorsze są poranki. - Rzekła wreszcie. - Budzi mnie skurcz. Gdzieś w okolicach żołądka. Chyba. A stamtąd, czuję jak w górę płynie - zamyśliła się na chwilę - nie wiem, jak to nazwać - glut?  Szara ciapowata materia, rozpostarta między gardłem, a lędźwiami. Kiedy tylko otwieram oczy, zaczyna bulgotać. Jakby żyła własnym życiem. W zależności od dnia, pogody, stanu konta, odbicia w lustrze i stopnia mojego szaleństwa, sączy mi do organizmu kolorowe trucizny. Czasem to nic groźnego. Kiedy budzi mnie słońce, żyłami płynie prawdziwa oranżada. Ale czasami ta maź jest tak czarna i gęsta, że czuję, jakby zatykała mi żyły, jak bym nie mogła oddychać. Serce zaczyna walić mocno i szybko, a ja się duszę. - Natalia zrozumiała nagle, że się zagalopowała. Wyprostowała się i westchnęła. - Może nieco przesadzam - rzekła więc szybko - to tylko w sumie takie wrażenie.
- Co pani wtedy robi?
- No właśnie wtedy nie mogę wstać. Więc czasami nie wstaję. Albo staram się wstać dopiero po południu.
- Po południu, to znaczy o której?
- Koło 17.
- Wtedy czuje się pani lepiej?
-Tak.
- Jak pani myśli, dlaczego wtedy łatwiej jest pani wstać?
Natalia chciała się przez chwilę zastanowić, ale okno w gabinecie było tak złośliwie zasłonięte, iż nie dało się zabłądzić nigdzie wzrokiem.
- Chyba wtedy nie czuję tego ciężaru, że mam przed sobą kolejny cały dzień. Czuję, jakby część była już za mną. To mi pomaga. I nie wiem wtedy, że znów była gówniana pogoda, bo i tak jest już ciemno. Nie ma już wtedy tych wszystkich wózkowych krążowników. Piski i wrzaski z piaskownic  się przenoszą do łazienek, a stare baby wracają z ławek na Teleexpress.
- I co pani wtedy robi?
- Idę z psem.
- Wtedy czuje się pani dobrze?
- Lepiej.
- Dlaczego?
- Nie wiem. - Natalia wzruszyła ramionami. - Bo jest ciemno. Z wynajętych pokoi, z kawalerek po pradziadkach, z obdrapanych klatek schodowych wypełzają tacy jak ja. Samotnicy, rzemieślnicy, samo zatrudnieni, cierpiący na depresję i umowy śmieciowe desperaci. W kioskach kupujemy papierosy. Na to zawsze nas stać. - Uśmiechnęła się bez wzajemności. - Hot-dogi na Orlenie, kawy w Starbucksie i coś w monopolowym. Na noc. Na rozruch. Na przetrwanie.
- Pracuje pani w domu?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo chodzenie codziennie do biura kojarzy mi się ze śmiercią.
- Nie chciała się pani sprawdzić w korporacji?
- Nie, nigdy.
- Dlaczego?
- Bo to wszystko, do czego dochodzą wypluci, zużyci ludzie, którzy stracili 15 lat życia i większość włosów, wiedziałam ex ante.
- Więc co chciałaby pani zmienić w swoim życiu?
- Nic. Oprócz tego uczucia rano, jakby ktoś mielił moje wnętrzności w maszynce do mięsa.
- Od kiedy ma pani takie odczucia?
- Od niedawna.
- To znaczy?
- Rok, może dwa.
- W dzieciństwie nie wydarzyło się nic podejrzanego?
- Nie.
- Niczego się pani nie bała?
- Bałam się. Ale takich zwykłych rzeczy, jak to dziecko.
- To znaczy?
- Wojny.
- Czegoś jeszcze?
- Ciemności, krokodyli, Buki z Muminków.
- A teraz?
- Teraz się boję innych rzeczy.
- Jakich?
- Wojny.
- Czegoś jeszcze?
- Raka. - Natalia spojrzała w dół na swoje dłonie i nagle zobaczyła, jak je zaciska. - Głośnych dźwięków.
- Jakich?
- Krzyków. Pisku. Samolotów i pociągów. Wycia alarmów i syren. Reklam. Małych dzieci. Pękających balonów. Wylewu. Wózków inwalidzkich. I niektórych słów. Bunkier. Ropa. Wągry. Pochwa. Pachy. Boję się starszych ludzi. I boję się, kiedy kobieta ma wąsy. I jak widzę człowieka, i nie wiem, jakiej jest płci. Rosji się boję. Wiadomości. I gówna.
- Jakich wiadomości?
- Wszelkich. W radiu, w telewizji. Boję się, że jak tylko włączę, to w trzy minuty usłyszę, że ktoś spłonął, zgwałcił dziecko, zabił tysiąc osób, urżnął głowę babci, i ciągnął psa za samochodem. I boję się, gdy ktoś mówi, że musimy porozmawiać. Boję się policji, straży miejskiej i urzędu skarbowego. Boję się za każdym razem, gdy dostaję awizo. Polityków się boję. I tłumu. Na ulicy, w metrze, w kościele, w centrum handlowym. W autobusie, gdy nie ma gdzie usiąść. Przemijania. Ale nie starości, tylko tego, że któregoś dnia po prostu wszystko się kończy. Tego, jak się ludzie zmieniają. Pustki. Nie samotności, ale nicości. Zimnego oddechu na karku. I ludzkiego okrucieństwa. Bezmyślności i kłamstw. I Internetu.
- A mężczyzn?
- Mężczyzn się akurat nie boję. - Natalia się uśmiechnęła. - Bardziej siebie. Że niedajbóg coś mnie jeszcze kiedyś zaćmi, i wpuszczę do swojego życia kolejną dwuleworęczną ofiarę. Maminsynka, lovelaska, nieroba lub inną sierotę.
Kiedy Natalia skończyła, pani doktor spojrzała na zegarek.
- Ponieważ godzina dobiega końca, podsumuję może to, co usłyszałam do tej pory. Mamy tutaj większy problem, niż poranne ataki lęków. Przede wszystkim ma pani chroniczną depresję, do tego dochodzą fobie społeczne, nerwice lękowe i dwubiegunowość. W obecnym stanie nie mogę pani pomóc. Dam pani skierowanie do kliniki psychiatrycznej, gdzie dobiorą pani odpowiednie leki. Proszę wrócić, gdy leki zaczną działać. Dziękuję za wizytę.

Natalia wyszła na powietrze. Słońce przywitało ją ciepłem rozlewającym się po chodnikach. Jednak jest jak w filmie - pomyślała. - W czarnej komedii. Gdzie główny bohater się w kółko przewraca. A wszyscy mówią po francusku.
Wykręciła numer Alicji.
- No hej, już? I co masz?
- Cały pakiet.
- Mówiłam ci! Skurwysyny wymyślają nam choroby, żeby nas doić. Receptę chociaż dała?
-Nie.
- A to pizda. A pytała o problem z alkoholem?
- Nie.
- To dobrze. Wracaj i opijemy to.


Trzydziestolatki są już mądrzejsze od lekarzy.
Same się diagnozują.
I to nie one powinny się leczyć, to cały świat.



wtorek, 8 grudnia 2015

25. Trzydziestolatki i życie nocne.

- Wiesz, co powinnyśmy zrobić? - Alicja z Natalią leżały na rozkładanej kanapie, trzęsąc się z zimna, bo żadnej nie chciało się wstać i zamknąć okna.
- Co?
- Wyrwać się z chałupy. - Alicja wstała do lodówki po colę, i biegiem wróciła pod koc. - Pójść i porządnie zaszaleć. Jak kiedyś.
- O boże, porzygać się i zgubić klucze?
- Nie, ale może kogoś poznać.
- Debili z klubu?
- Wiesz, że czasem przychodzą tam normalni ludzie.
- Nie.
- My tam czasem chodzimy.
- My już dawno nie jesteśmy normalne.
- Kurwa nie mogę już, nie rozumiesz?! Nie mogę tak żyć! Coś mi się niedługo stanie! Codziennie budzę się, telepiąc z nerwów, jak mi dzisiaj świat dopierdoli. Może frank skoczy do dziesięciu? Może mnie eksmitują? Albo aresztują? Albo dopierdolą nowy podatek od bycia singlem? Może mi urząd skarbowy wyczyści konto, bo jakiś jebany urzędnik w tym chorym kraju zechce jeszcze pojechać na Teneryfę przed świętami za moje pieniądze?! Może kot postanowi iść do szpitala na rekonwalescencję za kilka tysięcy? Może wpadnę skuterem pod autobus, a może mi jeszcze odetną wodę w mieszkaniu? Może matce się przypomni, żeby zadzwonić mnie pouczyć, jak mam żyć? A może któryś niedojebany były się nagle odezwie, że sześć lat temu mi pożyczył na wachę i chce teraz przelew na kwotę 28,50?
- Klub nie rozwiąże tych problemów.
- Ja pierdolę, jaka ty się zrobiłaś nudna!
- Bo nie narzekam z tobą?
- Bo mnie kurwa wiecznie pouczasz!
- Kiedy ja cie pouczałam?
- Kurwa wiecznie mnie wszyscy oceniają! Mam dość wiecznego szufladkowania! Rad od ograniczonych, prymitywnych ludzi. Zacofanego buractwa z wąsem. Co, ty też juz pewnie zaczęłaś pokurwiać do kościoła i zaczniesz mi robić kazania?!
- A więc klub.

W DeColcie, w samym centrum stolicy, po północy kąty zaczynały pomału zapełniać się Barbie i Kenami.
- Nie rozumiem ludzi. - Natalia nie mogła oderwać wzroku od napływającego zewsząd plastiku.
- Nie zaczynaj. Kiedyś tu praktycznie mieszkałaś, już nie pamiętasz?- Alicja, niczym boja szarpana falami, usiłowała nie dać się ponieść tłumowi. - Zamów mi coś, źle się tu czuję.
- No ja też, cud że nas wpuścili z normalnymi ustami. Co chcesz?
- Nie wiem, piwo?
- Jezu, co ty masz 16 lat? No weśże coś dla dorosłych. - Natalia uśmiechnęła się do barmana i za chwilę trzymały dwa truskawkowe koktajle.
- Co cię tak długo u nas nie było? - Chłopak za barem oparł się o kontuar, przerzucając przez ramię  ręcznik i nachylając ucho do jej policzka. Przypomniała sobie, jak kiedyś na ten gest miękły jej kolana.
- Za stara już jestem na to.
- Ty?! Za stara?! - Przewrócił gałkami w geście oburzenia. Nie chciało jej się tłumaczyć, że to dobrze.
- Co u żony? - Zmieniła temat. Machnął ręką i wyprostował się.
- Pięknie wyglądasz. - Mrugnął do niej i uśmiechnął się szeroko. Zabawne, jak nic się tutaj nie zmieniło.
Kiedy odchodziły od baru trzy wysokie mężczyzny zagadnęły je, wedle obowiązujących standardów:
- No hej dziewczyny! - Rzekł pierwszy wsuwając kciuki do kieszeni za małych spodni i zagryzając usta jak małpa.
- Co tam słychać? - Drugi przeczesał włosy, jakby reklamował szampon. - Przyszłyście trochę potańczyć?
Trzeci, najmniej lotny, uśmiechnął się rozbrajająco i błysnął:
- To co, lubicie truskawki?

Alicja z Natalią przedarły się w stronę falującego tłumu. Udało im się załapać na miejsówkę przy barierce, bo stojące tam dziewczyny, tak się zapomniały w trzepaniu odbytami, że przegrały z grawitacją. Natychmiast wzbudziły zainteresowanie przechodzących obok dżentelmenów, którzy chcąc je bezpiecznie odwieźć do domu, pozbierali je z podłogi i zapakowali w taksówki.
- Zobacz na tamtą. - Alicja usiłowała dyskretnie słomką wskazać na ważącą trzynaście kilo blondynkę, która najwyraźniej powzięła co najmniej trzy lekcje tańca na rurze, gdyż desperacko usiłowała zaprezentować na niej swoją seksualność. Jej chłopak, lub alfons, z poczucia litości, a może zażenowania, starał się ją od niej oderwać, ale zablokowała się na niej kompletem tipsowych sztyletów.
Na podeście królował samoistnie obwołany władca dansingu. Najstarszy bywalec przybytku kołysał się z miną ojca narodu, polewając wszystkich najdroższą whisky, jakby chrzcił wszystkie swoje weekendowe dzieci. Na drugim podeście walczyła gimbaza. Pół gołe nakoksowane pipilanksztrumy spychały się nawzajem wydymając wargi i pokazując języki. Kilku spoconych panów po czterdziestce na szczęście łapało je, by nic im się nie stało i uczynnie podsadzało z powrotem, sprawdzając przy okazji palcem, czy na pewno mają majtki.
- Często tu bywacie dziewczyny? - Oddech o zapachu niekończącego się melanżu zakłócił spokój tych obserwacji. Obie dziewczyny odsunęły się o krok. - Czego się napijecie?
- Jeszcze mamy, dzięki.
- Ale zaraz wam się skończą. - Menadżer agencji kreatywnej do spraw zatrudnienia stażystek nie ustępował, korygując osuwanie ciała, dłonią wczepioną w barierkę.
- Chodź do kibla. - Natalia była również za stara na uprzejmości. Złapała koleżankę za rękę i pociągnęła przez tłum. Do damskiego kibla stała kolejka sukienek z cekinów, a do męskiego wciąż wchodzili bardzo uczynni panowie z paniami, prawdopodobnie by mogły się wysiusiać bez kolejki. Siusianie co prawda trochę trwało, ale po minach wychodzących panów było widać, że dobre uczynki sprawiają im przyjemność.
- Nie będę tu stać półtorej godziny. - Alicja zaczynała rozumieć, że to może nie być noc jej życia.
- Dobra chodź.

Na vipie siedzieli, bądź leżeli vipowie, będący vipami z tego znanymi, iż bywali na vipie. Czuli się lepsi, gdyż mieli droższy alkohol.
- Zobacz, tamten jest nawet spoko. - Alicja jeszcze nie chciała dać za wygraną.
- To kretyn, wydrukował sobie wizytówki, że jest reżyserem i obiecuje wszystkim dziewczynom, że zagrają w filmie.
- A ten jego kolega?
- To jego kolega, nie wystarczy? Poza tym, właściciel agencji modelek, która nie ma strony internetowej.
- O kurwa kurwa!
- Co?
- Mój były.
- Który?
- Ten, co ściemniał, że pojechał na misję do Afganistanu, a go spotkałam w Promenadzie. Kurwa idzie tu, co mam zrobić?
- Nic. Olej go.
- Wsieeeeeema dziewwczyny! - Wyrzekł z trudem osobnik z wytrzeszczem i ślinotokiem do pasa.
- O matko. - Natalia odsunęła się nieznacznie i odwróciła w stronę baru.
- A wco kolewżanka taka nieuwprzejma? - Zirytował się orangutan, opluwając wszystko wokół kwaśnym deszczem i postępując w jej kierunku.
- Wszystko w porządku? - Barman obserwował sytuację. - Proszę nie niepokoić tej pani. - Zwrócił uwagę napierającemu żołnierzowi od zadań specjalnych.
- Nie, nie jest w powrządku! - Zrosił go tamten obficie, jednocześnie dźgając Natalię palcem w ramię.
Natalia widziała już oczami fantazji jak go wyłamuje, a potem pcha mu go w jedną z wybałuszonych i rozkołysanych niczym rozregulowany kompas, gałek ocznych.
- Kolego ta pani jest ze mną. - Usłyszeli w tej samej chwili, a następnie ktoś inny złapał za ten palec i pociągnął na tyle mocno, że cała pluja z wytrzeszczem odbiła się od ściany, a następnie zapomniała o nich, bo nagle wstała i ruszyła w całkiem innym kierunku.
- Dzięki. - Rzuciła Natalia i złapawszy znów Alicję za rękę, pociągnęła ją w kierunku wyjścia.
- Czekaj, to był twój kolega! - Alicja się zaaferowała.
- Nie znam gościa.
- Jak nie znasz! Zawsze tu jest i zawsze się do ciebie uśmiecha.
- Tu się wszyscy uśmiechają. Nie mam już sił, muszę usiąść na chwilę.

Usiadły na plastikowych imitacjach krzeseł przy barze.
- Jeszcze raz to samo? - Barmani zawsze wiedzą, co poradzić na smutki. Uśmiechnęła się tylko. - Co takie ponure miny? Zostajecie na afterze?
- O nie, to już nie na moje siły.
- Co ty opowiadasz! - Przystojny barman podrzucił shakerem kilka razy, zerkając czy Natalia patrzy, po czym oparł się znów o bar. - No zostań, wrócimy razem taksówką. - Szepnął jej do ucha.
- Koleżanka u mnie śpi. - Natalia resztką sił starała się być uprzejma.
- Dobra, jak chcesz. - Chłopak wyprostował się, rozlał czerwony koktajl do dwóch szklanek i postawił przed Natalią.
- Czterdzieści osiem. - rzekł sucho.

DeColt pomału pustoszał. Ochroniarze wywlekali z toalet to, co nie zostało jeszcze przez nikogo wywleczone. Pijany gruby menadżer uwieszony na jakimś siódma woda po kisielu celebrycie, zapewniał go o swojej miłościziom. Wkurwiony właściciel, w desperacji, niczym prorok  lał wódę w ostatnie cycate zwłoki, które jeszcze znalazł na parkiecie. Udręczone kelnerki w rozmazanych makijażach biegały po szkle niczym fakir w gorączce. DJ, choć już mu światło zapalili nad głową, trzymał się jeszcze kurczowo adapterów i flaszki, choć pod djką czekał już na niego wianuszek melomanek. Kilku bogatszych gości, których nie wolno wyrzucać, stało przy drzwiach, by móc zaopiekować się kimś z łapanki.
- Piękne panie reflektują na śniadanie? - Oferta nie ominęła Alicji i Natalii, które opuszczały lokal w milczeniu. W milczeniu wracały taksówką, a potem w milczeniu zmywały makijaż, gdy niebo na Ursynowie już jaśniało.

Trzydziestolatki wiedzą, że do pewnych rzeczy nie ma powrotu. Nie chcą cofać czasu. Cieszą się, że są za stare na wiele rzeczy. Mówią o tym z dumą i z ulgą. I nie chcą, by je zapewniać, że wcale nie.